I cóż się dzieje? Wielu władców, których imion nie trzeba tu wymieniać, nie zdołało przeciągnąć go na swoją stronę, gdy pod wodzą papieża Klemensa i w przymierzu z nim wystąpili przeciwko cesarzowi Karolowi, powodowani częściowo zazdrością wobec jego powodzenia, częściowo zaś obawą przed jego potęgą. Albo też, gdy niedawno ani układ najprzedniejszych władców Niemiec, prawie wszystkich spokrewnionych z nim, ani potężny spisek tylu bogatych narodów przeciwko temu cesarzowi i jego bratu, nie zdołały go skłonić, by się do towarzystwa przyłączył. Czy dał swym krewnym i powinowatym choć trochę pieniędzy albo czy milcząco pochwalał ich usiłowania, albo czy nie zakazał swoim ludziom najmować się do walki przeciwko cesarzowi? Niemałym usprawiedliwieniem tego była wolność i nasze ustawy. Nie tylko nie uczynił nic z tego (czego chcieli), ale również usiłował im to odradzić i występował jako rzecznik pokoju. Gdyby go byli posłuchali, nie doszłoby do takiego spustoszenia w wielu miejscowościach ani Niemcy nie poniosłyby tylu strat w pieniądzach i w ludziach. Wolni dotychczas książęta utrzymaliby swoje obszerne posiadłości. Lecz może taka była wola Boża, by ukrócić ich pychę i zuchwalstwo, buntujące się bezbożnie pod pozorem wolności ewangelicznej przeciwko najświętszym prawom i obyczajom przodków, przeciwko powszechnemu od najdawniejszych czasów przekonaniu całego świata chrześcijańskiego, przeciwko prawowitym władcom. Gdy więc ten znakomity król Zygmunt cokolwiek czynił albo odmawiał, czyż nie łączył zawsze wielkiej roztropności z wiernością w przyjaźni i ze stałością? Cóż? Czyż nie usiłował daremnie odradzić królowi Janowi, swemu podwójnie krewnemu, by nie obejmował królestwa węgierskiego przeznaczonego już dawniej dla jego siostrzeńca Ferdynanda Maksymiliana? Czyż wygnańcowi nie udzielił u siebie schronienia, zapewniając mu po jego klęsce to, co konieczne? Odmówił tylko pomocy w walce przeciwko wspomnianemu Ferdynandowi. Czyż nie starał się usilnie o doprowadzenie do pokoju pomiędzy nimi oboma? Widział bowiem z daleka ów mądry władca, jak wiele zła sprowadzi na Węgry ta niepohamowana ambicja Jana, jak wiele nieszczęść i klęsk przyniesie ta nieszczęsna wojna pomiędzy nimi dwoma nie tylko temu kwitnącemu królestwu, ale i krajom sąsiednim. Czyż nie okazał znakomitej rozwagi, gdy przywołał do obowiązków Gdańszczan zbuntowanych przez wzburzony tłum albo gdy usunął z Prus zuchwałych Krzyżaków, od których Polska i Litwa nigdy nie miały spokoju?
Nie było również pozbawione mądrości inne jego posunięcie. W czasie, gdy Moskwa, prowadząc z królem trudną dla niego wojnę, zmuszała go do rozdzielenia sił, z drugiej zaś strony Krzyżacy zagrażali mu niemniej ciężką wojną, a rozgniewany Maksymilian podburzał wszystkich, kogo tylko mógł, przeciwko niemu na zgubę Polaków, król utworzył oddziały Tatarów bez żołdu nie tylko po to, aby posiadłości swoje uwolnić od ich ustawicznych napaści i od innych wojen, jak już powiedziałem, ale także i po to, by małym kosztem wykorzystać ich pomoc i do ciągłego niepokojenia i odpierania Moskwy i innych wrogów. Tyle przez to zyskał, że zmusił Moskwę do prośby o pokój, a Podole było tak uprawne i zaludnione, jak nie było nigdy za panowania jego braci, ojca i stryja.
Jak wytrawny zaś był jego sąd w nadawaniu godności i urzędów, we wprowadzaniu do senatu ludzi zdolnych, ilekroć pewni lekkomyślni ludzie, którym zbytnio pobłażał, dopuścili, by działał według swego własnego zdania? Jest to tym bardziej godne podziwu, że trudno jest największym nawet królom i władcom nie popełniać błędów w tej dziedzinie, ponieważ prawie zawsze patrzą cudzymi oczami i słuchają cudzymi uszami. W jego słowach i czynach szczególna była zawsze rozwaga. Nigdy nie brakło mu tej zalety. Bez wątpienia rzeczą mędrca jest nie czynić nic zuchwale, pospiesznie, lecz wszystko zawsze z rozwagą.
Starajmy się więc tak postępować, byśmy nigdy nie żałowali swoich słów i czynów. Jeszcze i teraz pomniki literatury sławią Fabiusza Maksyma, wodza szlachetnego narodu rzymskiego, o którym rozpowszechniony jest wierszyk poety:
Jeden człowiek uratował nas przez swe ociąganie się.
Dotąd wypadało nam mówić o roztropności króla Zygmunta. Przyczyną jej była bojaźń Boża, wyssana, że się tak wyrażę, z piersi karmicielki. Początkiem bowiem mądrości jest bojaźń Boża, jak mówią najmędrsi dwaj królowie Dawid i Salomon. Sądzę, że z tego, co już poprzednio powiedziałem, pojęliście jak bardzo wyróżniał się ten król męstwem i wielkością umysłu, jak ochoczo zapobiegał wojnom lub podejmował je dla dobra i bezpieczeństwa swoich, jak bardzo gardził tym wszystkim, o co ludzie w tym życiu najbardziej się ubiegają (tym są królestwa i panowanie). Ta wielkość jego ducha pozwala zrozumieć, że podczas wojny w Prusiech, gdy Krzyżakom zaczęło się wieść lepiej dzięki nadciągającym, z Niemiec i budzącym przerażenie posiłkom, me chciał nic zmienić w warunkach pokoju, podanych s poprzednio wrogowi. Albo, że gdy po śmierci jego brata, Aleksandra, z jakichś nowych pobudek niektórzy z Litwinów nie chcieli poddać Litwy jego władzy, nie dał się odstraszyć i odbywał dalej zamierzoną drogę z małą świtą. Gdy zaś dowiedział się, że Michał Gliński, książę ruski, o którym mówiono, że jest chciwy władzy, nadciąga z silnym wojskiem, bynajmniej nie zaniepokoił się tym. Uprzejmie i ze spokojnym obliczem przyjął przybywającego, i skłonił go do zaniechania zbrodniczych zamysłów (co, jak mówią, sam Gliński później wyznał). Taka wielkość ducha, jaśniejąca w poważnym i stanowczym wyglądzie, wpłynęła na tego człowieka, p którego łaskawość króla Aleksandra wbiła w pychę i wzbudziła żądzę władzy. Tak zresztą dzikie psy, rzucające się niekiedy, na widok Molossów łaszą się, machając ogonem.