Cóż mam powiedzieć o Moskwie? Ona zgotowała z temu królowi szczególnie wiele powodów do chwały i do zwycięstw. Kiedy pod Połockiem Jan Boratyński, mąż dzielny i odważny, wyciął siedem tysięcy nieprzyjaciół, następnie zaś – w trzynaście lat później – gdy byli nie dalej niż osiemnaście mii od Litwy, zdziesiątkowani wskutek zimowej wycieczki dokonanej ze stolicy Litwy Wilna, cofnęli się, straciwszy tysiąc straży tylnej, których wycięła w pień sama szlachta litewska, zgromadzona naprędce, razem z urzędnikami dworu królewskiego. Poprzednio zaś, gdy rabowali w głębi Litwy, utracili wielu, swoich wraz ze zdobyczą, ścigani przez Litwinów.. Również pod Starodubem, pod Radogoszczą i pod Smoleńskiem kilkakrotnie ponosili wielkie klęski od Litwinów, pustoszących ich ziemie w odwet za ich napaści. Wodzem Litwinów był Jerzy Radziwiłł, kasztelan wileński. W samym zaś początku panowania Zygmunta ponieśli klęskę pod Orszą, nie spodziewali się bowiem, że nasi przepłyną Dniepr. Poznali ich siłę, gdy jeden czy drugi oddział przeprawił się przez rzekę. Gdy rozproszeni spostrzegli,, że spustoszone są ich ziemie pod Wiażmą i pod Dorohobużem, na nowo zgromadzili się w sile stu tysięcy, aby nie dopuścić naszych trzech tysięcy zaciężnych żołnierzy, którzy odważyli się podejść pod Smoleńsk z małą liczbą Litwinów, stojących z dala od obozu królewskiego. Poniósłszy wiele niepowodzeń, oddali Mozyrz, Turów i kilka innych twierdz, które zajął Michał Gliński, uciekając do nich. Zawarli pokój, zwróciwszy pięćdziesiąt tysięcy jeńców spośród szlachetnego rodu i senatorskiego stanu, których wzięli do niewoli, gdy król Aleksander został zwyciężony pod Wiedroszą. Niedługo trwała ich pewność siebie, gdy utracili Radogoszcz, a potem Homel i Starodub, które nasi pod wodzą Jana Tarnowskiego częściowo zdobyli siłą, częściowo zaś przyjęli ich kapitulację  Starodub pokonany i zburzony wzięto wraz z piętnastoma tysiącami zbrojnych, stanowiących załogę tej twierdzy. Dokonało tego męstwo naszych rycerzy o wiele mniej licznych oraz użycie siarkowego prochu i ognia.

Pomiędzy bitwą pod Orszą i ostatnią wojną o Starodub upłynęło wiele czasu, mianowicie ponad dwadzieścia lat, i duch ich mógł się podnieść z przygnębienia. Na co się przyda przypominać tu owo przesławne zwycięstwo pod Orszą w bitwie ze wszystkimi prawie ludami, godnej porównania z najznakomitszymi zwycięstwami wszystkich wieków? Ten czyn dodał mu blasku. Czyż jest bowiem ktoś, kto by nie wiedział, że w owej bitwie pod wodzą Konstantego Ostrogskiego i Jana Świerczowskiego pokonano w olbrzymiej rzezi osiemdziesiąt tysięcy wojowników moskiewskich, którzy, jak się wydawało, mogli zgnieść całe nasze wojsko i już nawet przepłynęli Dniepr, i postanowili popędzić jak bydło biczem do Moskwy (tak, że liczba poległych dochodziła prawie do czterdziestu tysięcy, a – jak mówią – z pewnością przewyższała trzydzieści dwa tysiące); wzięto żywcem do niewoli wodzów tego wojska, sławnych mężów, cały senat tego narodu, i cztery tysiące jeńców. Zdobyto bogaty obóz. Sam wódz Wasyl, wojownik doświadczony, w zwycięzca Tatarów i innych sąsiednich ludów, uciekł aż do swej stolicy Moskwy i tam, o sto dwadzieścia mil od miejsca bitwy dopiero, uznał, że może czuć się bezpieczny. Tak wielki strach opanował umysły Moskwicinów, że nasi mogliby bez trudu odzyskać Smoleńsk, Siewierz, Nowogród i wiele innych warowni, opuszczonych i pozbawionych wszelkiej obrony, utraconych częściowo już za panowania tego króla, częściowo w dawniejszych czasach wskutek podstępów i chytrości Rusinów, gdyby pora roku pozwoliła ścigać wroga.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20