Wydawałoby się, że chrześcijaństwo zaspokaja nasze podstawowe pragnienie metafizyczne, jakim jest chęć poznania Największej Tajemnicy Świata. Sondaże przeprowadzone w ostatnich latach przez ośrodki badania opinii publicznej w Polsce, przyniosły jednak zaskakujące wyniki wskazujące na zagubienie i niepewność większości respondentów. Kilka procent z podających się za chrześcijan czy katolików nie wierzy w istnienie Boga! We wszystkie dogmaty katolickie, również w życie po śmierci i zmartwychwstanie, wierzy tylko ok. 35 %, ale i w tej grupie większość ma jednocześnie przekonania pochodzące z innych religii jak np. wiarę w reinkarnację. Minęło ponad 1000 lat od wprowadzenia chrześcijaństwa na naszych ziemiach, a królują tu herezje i kucanie zamiast klękania w kościołach.
Jak wiadomo, wszystko zaczęło się od Mieszka I, lecz chrystianizacja powszechna dokonała się za czasów jego syna Bolesława. Plan zapewne był taki: zostać najpierw królem słowiańskim a później może nawet … cesarzem. Wiele na to wskazuje.
Bolesław kontynuował przełomowy projekt polityczny swego ojca, natomiast marzenia i rozmach miał znacznie większe. Agenturę wpływu wśród dostojników cesarstwa opłacał sowicie, bez zachowania dyskrecji, a nawet w sposób manifestacyjny. Budziło to prawie spazmatyczne oburzenie kronikarza biskupa Thietmara i innych, ale wśród większości budowało wizerunek niezwykle bogatego i szczodrego księcia.
Szukał Bolesław również protektorów kościelnych, stąd jego świetne relacje z biskupem praskim Wojciechem, późniejszym świętym, którego do kłopotów doprowadził pewien sen. Przyśnił mu się mianowicie Jezus, który powiedział: „Jam jest Jezus Chrystus, którego sprzedano i oto znowu sprzedają mnie Żydom, a ty sobie chrapiesz”. Sen ten objaśnił Wojciechowi jego przełożony: „Gdy chrześcijanina sprzedaje się Żydom, to sprzedaż odczuwa sam Chrystus, gdyż myśmy Jego ciałem i członkami, w Nim się ruszamy i jesteśmy”. Praga była wtedy jednym z największych centrów handlu ludźmi, którym zajmowali się przede wszystkim kupcy żydowscy i arabscy. Rozpoczął więc Wojciech walkę z handlem chrześcijanami a także wykupywał ich z niewoli. Jego działania były jednak bezskuteczne wobec wielkości dochodów uzyskiwanych w tym procederze. Postanowił zatem opuścić Pragę.
Ambicje Bolesława jednocześnie szły w parze z planami bardzo mu życzliwego Ottona III, który zamierzał odbudować cesarstwo. Łatwo możemy te plany odczytać choćby z miniatury w Ewangeliarzu wykonanym w klasztorze Reichenau na zamówienie cesarza. Przedstawiono na niej cztery koronowane postaci składające hołd Ottonowi III. Są tam one nazwane następująco: Roma, Galia, Germania i Sclavinia. Sclavinia czyli słowiańszczyzna. Te cztery krainy, te cztery królestwa, miały w planie Ottona stanowić części jego cesarstwa.
Kandydat na króla Słowiańszczyzny mógł być wyłącznie jeden – Bolesław, a był to wtedy nie byle kto. Pochodził z ważnego i wpływowego rodu Piastów, a przez matkę – z rodu Przemyślidów władających Czechami. Jego ciotka Adelajda to prawdopodobnie pierwsza żona króla Węgier Stefana, jego siostra Świętosława, najpierw królowa Szwecji, a później Danii, Norwegii i … Anglii! Jej synowie, czyli siostrzeńcy Bolesława i wnuki Mieszka I, to znani nam potężni królowie północy: Olof I, Harald I i Kanut Wielki. Piastowie stworzyli świetnie zorganizowane państwo i uzyskiwali olbrzymie dochody z niezwykle efektywnej działalności gospodarczej. Nie było tak, jak by chcieli niektórzy, że dopiero w X wieku przyszli „Niemcy” i nauczyli nas wszystkiego. Bolesław w sposób naturalny marzył więc o władzy większej niż miał, a czytając opisy jego pewności siebie, przebiegłości i bogactwa, możemy być pewni, że się w tych marzeniach nie ograniczał.