na ankietę Fundacji odpowiada prof. Kazimierz Dadak

Niemniej, podbudowane na duchu tym przemówieniem władze w Warszawie ochoczo zabrały się do, jak to wówczas często określano – „wstawania z kolan”. Skoro Przywódca Wolnego Świata tak nas chwali i docenia, to cóż nam może grozić? Bardzo szybko okazało się, że okolicznościowe przemówienia i twarda polityczna rzeczywistość to dwie różne sprawy. Skutkiem tej pomyłki doszło do takich zdumiewających wydarzeń, jak ogłoszenie za oceanem tego, że Polska organizuje konferencję na temat sytuacji na Bliskim Wschodzie, które to wydarzenie było powszechnie uznawane za anty-irańskie przedsięwzięcie, podczas którego zresztą doszło do incydentu polsko-izraelskiego w żadnym przypadku nie poprawiającego wizerunku Polski na arenie międzynarodowej, albo włączenie do listy leków refundowanych bardzo drogiego lekarstwa produkowanego w USA, czy też planowane spotkanie przywódców Grupy Wyszehradzkiej w Jerozolimie. Zamiast poszerzonej suwerenności mamy do czynienia ze stanem rzeczy, w którym szczegóły naszej polityki zarówno międzynarodowej, jak i wewnętrznej są ustalane daleko poza Warszawą. Także, pomimo tego, że winą za wymordowanie prawie wszystkich obywateli Rzeczpospolitej Polskiej pochodzenia żydowskiego obarczono niemieckiego okupanta, nagle okazuje się, że to Polska może być obciążona odszkodowaniami z tytułu tego ludobójstwa. W tym ostatnim przypadku nie mówimy o wiecowych sloganach, ale o uchwalonej ustawie podpisanej przez tego samego Prezydenta, którego miłe dla Polski słowa cytujemy powyżej.

Te niepowodzenia są oczywistym skutkiem błędnego widzenia naszych dziejów, jak i nadzwyczaj istotnej dla polskiej niepodległości historii stosunków polsko-amerykańskich. Zamiast postrzegania zewnętrznego świata takim jakim on jest, czyli uświadomienia sobie tego, że mamy do czynienia z państwami bezwzględnie kierującymi się interesem narodowym (naszym skromnym zdaniem w porównaniu z francuskim raison d’état, racja stanu, angielski zwrot national interest dużo lepiej oddaje istotę rzeczy), hołdujemy romantycznym mrzonkom podbudowanymi wizją mocarstwowej Polski „od morza do morza”.

Właśnie ta wizja, Polski od morza do morza, leży u podstawy naszych porażek i błędnej polityki. Trzeba podkreślić, że okres wielkości Polski to były czasy Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Jak sama nazwa wskazuje była to unia dwu równorzędnych członów: Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Litwa, nawet po Unii Lubelskiej posiadała własne wojsko, skarb i sądownictwo, wspólne były władze ustawodawcze i w pewnym stopniu wykonawcze (król tak, ale już na przykład nie dowództwo wojskowe). Wypada dodać, że Korona Polska to nie było jednolite państwo tak jak dziś tę sprawę rozumiemy. Na przykład w wyniku Unii Lubelskiej województwa ruskie cieszyły się daleko posuniętą autonomią, wcześniej taką autonomię otrzymały Prusy Królewskie (Pomorze Gdańskie). Przedrozbiorowa Korona bardziej przypominała federację niż jednolite państwo.

Szczególnie godne uwypuklenia jest to, że wszystkie wielkie zwycięstwa, od bitwy pod Grunwaldem po Monte Cassino były osiągnięte wspólnym wysiłkiem nie tylko polsko-litewskim, ale, jak byśmy to dziś powiedzieli polsko-litewsko-ukraińsko-białoruskim, z dodatkiem elementu żydowskiego, a nawet tatarskiego. Wystarczy złożyć hołd poległym pod Monte Cassino by dostrzec nie tylko krzyże katolickie i prawosławne, ale także półksiężyce i gwiazdy Dawida. Jedyne znaki, których tam brak, to krzyże greckokatolickie, bo podczas II Wojny Światowej Ukraińcy nie walczyli z nami ramię w ramię, ale nas mordowali. Niemniej, w czasach świetności „Najjaśniejszej Rzeczypospolitej” Kozacy mieli walny udział w wielu zmaganiach, takich jak wiekopomne „wiktorie” pod Kłuszynem (1610), czy Smoleńskiem (1633/34), ale ponad wszystko pod Chocimiem (1621). W tym ostatnim przypadku Zaporożcy walczyli pod własnym dowództwem i bronili odrębnego warownego obozu, a według niektórych szacunków liczba Kozaków przewyższała liczbę żołnierzy armii koronnej.

Skoro dotknęliśmy sprawy „decydującej bitwy w dziejach świata”, to naszym skromnym zdaniem właśnie bitwa pod Chocimiem miała decydujące znaczenie dla losów Europy Środkowej. Neutralizacja Rzeczypospolitej Obojga Narodów, nie mówiąc o jej zwasalizowaniu, otworzyłaby Imperium Otomańskiemu możliwość ekspansji na obszarach mających dla niego o pierwszoplanowe znaczenie – basenie naddunajskim. Europa właśnie wchodziła w okres wojny trzydziestoletniej (1618-48) i jest mało prawdopodobne by Święte Cesarstwo Rzymskie (od 1804 r. znane jako Cesarstwo Austriackie) zdołało wytrzymać walkę na dwa fronty, od północy z protestantami pod wodzą najpierw Danii, a potem Szwecji (wspieranej przez Francję) i od południa i wschodu z Turcją. Podbicie Austrii dałoby Turcji możliwość wzięcia Półwyspu Apenińskiego w kleszcze i spełnienia muzułmańskiego marzenia o podboju Rzymu i zmienieniu bazylik św. Piotra w stajnię. Drugą bitwą znaczącą w dziejach Europy, w której Polska brała udział, to była Odsiecz Wiedeńska (1683). Po tej klęsce Imperium Otomańskie na dobre straciło inicjatywę i już nie było w stanie zagrozić Europie.

Wracając do stosunków polsko-ukraińskich i polsko-białoruskich, bylibyśmy niesprawiedliwi, gdybyśmy pominęli to, że w kampanii przeciwko bolszewikom w 1920 r. po polskiej stronie walczyły także odrębne jednostki ukraińskie pod wodzą ataman Semena Petlury i białoruskie (ściślej białorusko-rosyjskie) pod wodzą generała Stanisława Bułak-Bałachowicza. W sumie, mówiąc oględnie, niedokładne postrzeganie naszej przeszłości, uwypuklanie naszego wkładu i pomniejszanie, czy też wręcz pomijanie wkładu Białorusinów, Litwinów, Ukraińców, a także mniejszych narodów-członków Rzeczypospolitej, takich jak Żydzi, Niemcy i Tatarzy w tworzeniu wielkiego i potężnego państwa jakim była Rzeczypospolita Obojga Narodów prowadzi do niewłaściwej oceny naszej pozycji w Europie i świecie.

Pozwolimy sobie ponownie przypomnieć sprawę Enigmy. Wnieśliśmy walny wkład w rozwiązanie tej zagadki, dokonaliśmy przełomu, który miał absolutnie podstawowe znaczenie w pokonaniu Niemiec hitlerowskich, niemniej, rozwinięcie i wykorzystanie tego osiągnięcia było zasługą innych. Tak samo, polski wkład w obalenie komunizmu był ogromny, szczególnie poprzez założenie i działalność NSZZ „Solidarność”, ale nasz jednostkowy wysiłek byłby niewystarczający do unicestwienia ZSRR i jego zbrodniczej ideologii. Podobnie, w ramach Rzeczypospolitej Obojga Narodów odgrywaliśmy pierwszoplanową rolę, ale bez udziału innych narodów nie odnieślibyśmy sukcesów. W istocie rzeczy, niedocenienie czynnika kozackiego, jakbyśmy dziś powiedzieli ukraińskiego, miało nadzwyczaj istotny, jeśli nie zasadniczy wpływ na upadek Wspólnoty Polsko-Litewskiej.

Polska i Polacy nie są krajem i narodem nic nie znaczącym, niemniej nie jesteśmy europejską potęgą, w istocie rzeczy nigdy nią nie byliśmy, ponieważ udział w wielkości Rzeczpospolitej Obojga Narodów miały także inne narody, które wchodziły w jej skład. Polska osiągnęła wielkość w ramach Unii, formalnie polsko-litewskiej, a w istocie rzeczy polsko-litewsko-ruskiej, w porządku alfabetycznym obecnie byśmy powiedzieli białorusko-litewsko-polsko-ukraińskiej. Póki ten fakt nie wryje się w świadomość przeciętnego Polaka, Polska będzie nadal ponosić porażki, ponieważ będziemy nieustannie odbijać się od jednej skrajności w drugą, od poczucia zupełnej bezsiły, do poczucia mocarstwowości.

W tym miejscu wypada zrobić dłuższą dygresję, przemilczanie przez zachodnie media i środowiska naukowe polskiego wkładu, na przykład w złamanie kodu Enigmy i pokonanie komunistycznego ZSRR jest możliwe, ponieważ polskie czynniki rządowe, czy też szerzej mówiąc polskie elity, nie przywiązują większej wagi do kształtowania korzystnego wizerunku swej ojczyzny na Zachodzie. To nie tylko nieprzyjazne nam siły są odpowiedzialne za to, że za symbol obalenia komunizmu uchodzą młodzi Niemcy siedzący na Murze Berlińskim, a nie młodzi polscy robotnicy siedzący na murze Stoczni Gdańskiej – wina leży także po stronie polskiej. Świat może milczeć o naszych osiągnięciach tak długo, jak długo my sami o tym milczymy, w szczególności, gdy nie propagujemy w językach obcych polskiego wkładu na przykład w zwycięstwa nad nazizmem, komunizmem i w ratowaniu Żydów od zagłady.

Można przypuszczać, że niemały wpływ na występowanie tego zjawiska mają wspomniane na wstępie dwie skrajne postawy. Jeśli ktoś uważa Polskę i Polaków za nic nieznaczący „narodek” i chce się wtopić w „europejskość” to jest oczywiste, że taka osoba nie będzie burzyć swego przeświadczenia wychwalając polskie osiągnięcia, a z drugiej strony ktoś przeświadczony o wielkości, by nie powiedzieć doskonałości Polski i Polaków, łatwo popada w samouwielbienie i uważa, że żaden wysiłek w zakresie kształtowania polskiego wizerunku za granicą nie jest potrzebny. Doskonałym przykładem tego ostatniego zachowania była reakcja polskiego ministra na skandaliczną wypowiedź czołowej amerykańskiej dziennikarki wielkiej amerykańskiej stacji telewizyjnej, że w 1943 w Warszawskim Getcie Żydzi „walczyli przeciwko polskiemu i nazistowskiemu reżimowi”. Minister ów całą sprawę zbagatelizował i podsumował stwierdzeniem, iż „my mamy rację, jeśli chodzi o interpretację tej historii”. Owszem, my mamy rację, ale do tej racji trzeba przekonać świat, ponieważ dzisiejszy świat nie podziela polskiego punktu widzenia, o czym najlepiej świadczy to, że do niedawna hitlerowskie obozy zagłady powszechnie określano mianem polskich.

O ile w okresie przed 1989 r. tą zgubną w skutkach opieszałość w zwalczaniu kłamstw o Polsce i Polakach można było przypisywać nieudolności rządzących, czy też wręcz ich agenturalnej roli, to taki argument nie może być stosowany do oceny działań podejmowanych przez polskie czynniki rządowe w trakcie ostatniego ćwierćwiecza. To samo odnosi się na przykład do polskiego świata naukowego – nic nie stoi na przeszkodzie do prowadzenia prac badawczych i publikacji ich wyników za granicą.

Jednym z naczelnych zarzutów kierowanych pod adresem chrześcijan jest to, że wielowiekowe obciążanie Żydów za śmierć Chrystusa stanowiło ideologiczną podstawę Zagłady. Z drugiej strony wiadomo, że w Polsce katolickie instytucje kościelne udzielały wydatnej pomocy Żydom w ciągu okupacji hitlerowskiej. Niemniej, kłopot jest w tym, że nie sposób bliżej określić zakresu tego wysiłku, ponieważ nie przeprowadzono całościowych badań na ten temat. Hierarchia polskiego Kościoła nie przejawia tym zagadnieniem najmniejszego zainteresowania, mimo, że w najlepszym interesie Kościoła leży uwypuklenie pomocy udzielonej Żydom podczas II Wojny Światowej. Dlaczego?

W sumie, w ciągu ostatnich dziesięcioleci polskie elity nie reagowały na kłamstwa tyczące się naszego kraju, a o kształtowaniu naszego dobrego wizerunku w świecie w ogóle nie można mówić. Fakt ten ma ogromny wpływ nie tylko na postrzeganie Polski i Polaków za granicą, ale także na to, jak nad Wisłą ocenia się polski wkład w rozwój cywilizacyjny świata. Tym sposobem łatwo jest wpaść albo w skrajny pesymizm – nic nie znaczymy, albo w samouwielbienie – jesteśmy mocarstwem.

Przyszłość naszego kraju rysuje się podobnie do tego, co miało miejsce w przeszłości – ze względu na położenie geopolityczne, a nie dlatego, że tak dyktują nasza kultura i tradycja – samotna Polska może mieć trudności z utrzymaniem samodzielnego bytu. Dowiódł tego nie tylko okres 1918-1939, ale i Polska epoki Piastów. Kryzys jaki dotknął Polskę w okresie panowania Mieszka II i zaraz po jego śmierci zagroził samym podstawom istnienia naszego państwa. Okres rozbicia dzielnicowego przetrwaliśmy wyłącznie dlatego, że nasi sąsiedzi na wschodzie i zachodzie przeżywali podobne procesy, zaś to co Władysław Łokietek zdołał zjednoczyć, to była tylko mała część tego, czym władał Mieszko I.

Wielkość Rzeczypospolitej Obojga Narodów wykuwała się w długotrwałym procesie. Po znakomitym zwycięstwie w bitwie pod Grunwaldem – nawet wielu historyków w USA zalicza ją do największych bitew Średniowiecza – Polska i Litwa poszły odrębnymi drogami. Po śmierci Władysława Jagiełły oba państwa obrały sobie różnych jego synów za władców i dopiero po śmierci Władysława Warneńczyka ponownie doszło od wznowienia unii personalnej. Ponieważ wspólna była tylko osoba władcy, Litwa nie brała udziału w wojnie z Krzyżakami (1454-1466) i samotna Korona potrzebowała aż 13-tu lat, żeby pokonać Zakon, w którym zresztą toczyła się wojna domowa. Po śmierci Kazimierza Jagiellończyka unia ponownie się rozpadła i w pojedynkę Polska poniosła sromotną klęskę podczas wyprawy na Mołdawię, a o tym, jak w tym samym okresie samotna Litwa radziła sobie z parciem Moskwy na zachód lepiej nie wspominać, aby nie zaogniać i tak trudnych stosunków polsko-litewskich. Narody zamieszkujące obszar pomiędzy Wartą i Dnieprem stały się mocarstwem na skalę europejską dopiero po zawarciu unii realnej w Lublinie w 1569 r.
Tak jak w latach 1385-1795, czy ściślej 1569-1795 nasza niepodległość, a może nawet wielkość może być osiągnięta tylko w ramach jakiejś większej instytucji o charakterze państwowym jednoczącym Polskę z jej sąsiadami. Powyższe wcale nie znaczy, że Unia Europejska była jedyną odpowiedzią na to dręczące pytanie.

Jakkolwiek potoczą się losy Polski w przyszłości, jakiej „unii” byśmy nie byli członkami, to nasze znaczenie w tym organizmie będzie zależeć od naszej spójności politycznej, poczucia jedności i solidarności, potencjału demograficznego, a także od naszej siły gospodarczej i wojskowej. Póki nie rozwiążemy podstawowych problemów związanych z tymi kluczowymi wyzwaniami, póty dyskusje o naszym miejscu w Europie i świecie będą bezprzedmiotowe.

Kazimierz Dadak

1 2