„Tak więc dobra subiektywne, np. szlachetny charakter, tęgi umysł, szczęśliwy temperament, pogoda ducha oraz dobrze zbudowane, w pełni zdrowe ciało, czyli w ogóle mens sana in corpore sano są dla naszego szczęścia rzeczą najważniejszą i z tego powodu powinniśmy dbać znacznie bardziej o ich rozwój i zachowanie niż o posiadanie innych dóbr i zewnętrznych objawów czci.” Artur Schopenhauer Aforyzmy o mądrości życia, O tym czym się jest, tłum. Jan Garewicz. „W życiu najważniejsze są rzeczy najprostsze, ale najprostsze rzeczy są w życiu bardzo trudne.” – parafraza zdania C. Von Clausewitza „Na wojnie wszystko jest bardzo proste, ale nawet najprostsze rzeczy są na wojnie bardzo trudne.”
Jak się wzbogacić mogą Polska i Polacy? Zadałem kiedyś nieco podobne pytanie na portalu społecznościowym, zapytałem mianowicie dlaczego Szwajcarzy są bogaci? Odpowiedzi jakie otrzymałem od polskich znajomych sprowadzały się w zasadzie do jednego: Są bogaci, bo są źli, potem padały oczywiście oskarżenia o paserstwo, współpracę z Hitlerem, brak empatii wobec cierpień innych narodów, szczęśliwy zbieg okoliczności historycznych i korzystne położenie geograficzne. Żadna, dosłownie żadna odpowiedź nie dopatrywała się przyczyny ich bogactwa w cechach charakteru poszczególnych Szwajcarów, czy też w mądrej polityce prowadzonej przez szwajcarskie elity w różnych obszarach życia społecznego czy na arenie międzynarodowej. Niewiele mi te odpowiedzi powiedziały o Szwajcarach, ale więcej o Polakach i o przyczynach tego, że jako kraj i jako poszczególni obywatele na ogół bogaci nie jesteśmy.
Te dwie drogi do bogactwa: indywidualną, biorącą się z indywidualnego kapitału ludzkiego, a mówiąc prościej z cnót i nawyków poszczególnych obywateli oraz zbiorową wynikającą z mądrej polityki wewnętrznej i zagranicznej omówię osobno, aczkolwiek należy pamiętać, że nie są one rozłączne i trudno wyobrazić sobie bogatych obywateli, którzy kreowaliby elity temu bogactwu szkodzące jak i odpowiedzialne elity prowadzące politykę powodującą biedę mieszkańców danego kraju, choć to ostatnie jest bardziej możliwe w świetle np. wypowiedzi Premiera M. Morawieckiego w restauracji Sowa i przyjaciele, czy znanych z historii rządów fanatyków i sekciarzy. Nie jest więc słuszne, a przeciwnie, jest głęboko fałszywe powszechne w polskim społeczeństwie przekonanie, że jesteśmy pełnym cnót społeczeństwem rządzonym przez złych ludzi (zdrajcy, niePolacy, obcy, ciemniacy, sprzedawczyki, Żydzi – to tylko najpopularniejsze z długiego katalogu jakim lud określa w Polsce władzę) ani odwrotnie to, że władza chce i wie jak lud uszczęśliwić, ale ten ciągle niczym narowista kobyła wierzga, omija słuszne regulacje, nie rozumie przemyślanych posunięć i dobrodziejstw jakie planują dla niego światłe elity. Prawdą jaka wynika z tych określeń jest jedynie to, że jak pisał Witkacy : „Polak drugim Polakiem zawsze po cichu pogardzowuje”.
Bogactwo indywidualne i wspólne najłatwiej osiągnąć poprzez jego odziedziczenie, jednak większość Polaków jak i Polska nie są w tym szczęśliwym położeniu, jesteśmy krajem i społeczeństwem na dorobku, w porównaniu z krajami i społeczeństwami z którymi się porównujemy i do których poziomu zamożności aspirujemy. Należy przy tym zaznaczyć, że w realnym świecie, który bardziej przypomina dżunglę niż szkółkę niedzielną, również zachowanie odziedziczonego bogactwa nie zawsze jest łatwe. Można też na tym świecie bogactwo zdobyć poprzez wiele sposobów sprzecznych z zasadami uczciwości, przyzwoitości czy podstaw etyki, a także przez podboje i rabunek innych narodów, państw, imperiów. Te sposoby też pomijam, acz musimy mieć świadomość, że wiele państw, które dzisiaj uważamy za bogate, przynajmniej po części w taki sposób do swoich bogactw dochodziło. Kanonierki, lotniskowce, piechota morska czy „ekonomiści od brudnej roboty” to tylko niektóre z narzędzi takiego bogacenia się. Dodatkowo możemy się pocieszyć, że na takie zdobycze nie mamy po prostu środków.
Odpowiedzi jakich udzielono mi na pytania o przyczyny bogactwa Szwajcarów wskazują pierwszą cechę jakiej Polakom brakuje, a która sprzyja bogaceniu się; jest nią wiedza. W tym wypadku mam na myśli wiedzę o Szwajcarach i Szwajcarii jak również szerszą i głębszą wiedzę o świecie i życiu. Adam Małysz przegrał kiedyś swoje marzenia o złotym medalu olimpijskim ze Szwajcarem Simonem Ammannem. Moją uwagę zwróciło wtedy, że Małysz pomimo licznych wojaży po całym świecie, nadal nie nauczył się dobrze jakiegokolwiek języka obcego. Amman opowiadał, że w domu – wychował się w rodzinie rolnika, nie było telewizora, ale mówił biegle w trzech językach, (co tylko częściowo można przypisać wielojęzyczności społeczeństwa szwajcarskiego, bo jednym z nich był angielski), potem pomimo zdobycia czterech złotych medali olimpijskich podjął niezwykle wymagające studia na Politechnice w Zurychu. Pracowitość, skromność, nie poprzestawanie na małym, stała potrzeba zdobywania nowych umiejętności i doskonalenia się także intelektualnego – tyle mogliśmy się dowiedzieć z kilku telewizyjnych wywiadów w czasie zimowych igrzysk olimpijskich o szwajcarskim mistrzu. Polski mistrz poszedł łatwiejszą drogą działacza sportowego i reklamowego celebryty.
Wniosek z tego porównania jest jeden: pierwszą drogą do bogactwa jest właściwe kształcenie charakteru i edukacja. Szwajcaria kładzie na to ogromny nacisk: edukacja jest tam jednym z centralnych punktów debaty publicznej, a prestiż i zarobki szwajcarskiego nauczyciela plasują się w światowych rankingach na najwyższych pozycjach, to samo dotyczy poziomu czytelnictwa, tłumaczeń obcej literatury, poziomu uniwersytetów i uczelni technicznych. W Szwajcarii trwa np. obecnie bardzo ożywiona debata nad skutkami nadmiernej cyfryzacji procesu edukacji i nadal wielką wagę przykłada się do opanowania takich umiejętności jak krytyczne czytanie ze zrozumieniem długich tekstów, umiejętności praktyczne czy średnie szkolnictwo zawodowe. Istnieją liczne, aktywne stowarzyszenia rodziców i nauczycieli, które współuczestniczą w publicznej debacie nad zagadnieniami edukacji, w Polsce problemem jest często wyłonienie 3 osobowego klasowego komitetu rodzicielskiego. Innym narodem, którego członkowie cieszą się przysłowiowym bogactwem od wieków i który również od wieków przykłada ogromną wagę do bardzo szeroko pojętego kształcenia od najmłodszych lat są Żydzi. Dzisiaj kojarzymy ich często z bogatymi bankierami, jednak z przekazów z Polski międzywojennej możemy się dowiedzieć, że byli często nie tylko znakomitymi adwokatami, lekarzami czy literatami, ale również bardzo ubogimi, lecz niezwykle pracowitymi rzemieślnikami czy drobnymi kupcami.
Po roku 1989 również w Polsce ilość studentów radykalnie wzrosła. Jednak ta ilość w żadnym wypadku nie przełożyła się na jakość, wręcz przeciwnie, nawet na uczelniach cieszących się renomą w czasach realnego socjalizmu, poziom nauczania się obniżył. Jedna z wielkich i głośnych reform doprowadziła także do degradacji szkolnictwa na poziomie średnim, ciągle próbowano obniżać wymagania lub w ogóle usuwać konieczność opanowania matematyki czyli przedmiotu, w którym najtrudniej jest zafałszować realnie osiągane wyniki. Dała w tym wypadku o sobie znać inna cecha Polaków, która przewija się od lat w diagnozach zarówno naszych wrogów jak i rodzimych obserwatorów – zamiłowanie do działań fikcyjnych. Pisał o tym w drugiej połowie XVIII wieku w liście do Katarzyny Wielkiej ambasador Stackelberg, pisał porównując skromne lotnisko w międzywojennym litewskim Kownie obsługujące dużą ilość samolotów z po bizantyjsku rozbudowanym, ale pustym odpowiednikiem w Wilnie Józef Mackiewicz, znamy identyczne przykłady z Radomia i wielu innych miast 3 Rzeczpospolitej. Jednak życie ponad stan, brak rozwagi w podejmowaniu wydatków jest cechą nie tylko rywalizujących o popularność lokalnych dygnitarzy, ale cechą powszechną w polskim społeczeństwie. Bezsensowne wydatki na tandetne, nietrwałe i szpetne, a często zbędne przedmioty pochłaniają spory procent budżetów domowych. Jest bardzo charakterystyczne, że obecnie w polskim społeczeństwie w czasie rosnącej inflacji i pozostającymi za nią daleko w tyle stopami procentowymi popularne jest użalanie się nad losem żyjących na kredyt, a nie nad utratą oszczędności przez ludzi oszczędnych i zapobiegliwych. Dodatkowym aspektem tego problemu jest lekkomyślność cechująca wielu kredytobiorców, nie czytających umów, lekceważących ryzyko zmiennych stóp procentowych czy kredytów w obcych walutach. Kiedyś w ogrodach hodowaliśmy warzywa i owoce na własny użytek, dzisiaj grillujemy na trawnikach otoczonych tujami. Działanie według zasady postaw się, a zastaw się, niechęć do życia skromnego i oszczędnego jest częścią szerszego syndromu zwanego w psychologii niechęcią do działania z odroczoną gratyfikacją co jest podstawowym elementem osiągania życiowego sukcesu. Brak takiej umiejętności oznacza w języku tradycyjnych pojęć słabość woli i niewyrobienie charakteru. Polska edukacja powierzona kobietom w domu i w szkole oraz dodatkowo katolickim księżom musi mieć w takim efekcie końcowym swój udział, choć zaznaczyć trzeba, że tacy kapłani jak ksiądz Pirożyński na kształcenie charakteru kładli duży nacisk, jednak wątpię czy katecheci w obecnej szkole znają choćby jego nazwisko.
Bogactwo, czy bezpieczeństwo finansowe jest też w dużym stopniu pochodną dobrze ułożonych innych dziedzin życia, przede wszystkim życia rodzinnego czy dbałości o zdrowie. Ogromne sumy marnowane w sporach rozwodowych i towarzysząca im atmosfera bezpardonowej walki, to tylko niektóre z przykładów. Trudno też wyobrazić sobie społeczeństwo składające się z ludzi bogatych i schorowanych, szczególnie biorąc pod uwagę charakter współczesnej medycyny. A jednak przekonanie, że najlepszą gwarancją zdrowia jest przekazywanie dużej ilości naszych podatków na wykonywanie coraz droższych badań i wymagających coraz kosztowniejszego sprzętu procedur medycznych jest szeroko rozpowszechnione. W tym wypadku spora część odpowiedzialności za taki stan rzeczy spoczywa na rządzie i wpływającym nań silnym lobby farmaceutycznym, które promuje taki stan świadomości licząc na płynące stąd zyski. Niezwykle charakterystyczne jest zafałszowanie słowa profilaktyka, które kiedyś oznaczało zdrowy tryb życia i zapobieganie chorobom, dzisiaj wykonywanie jak największej ilości często zbędnych, a nawet szkodliwych dla zdrowia badań i kreowanie zjawiska przediagnozowania o bardzo szerokich i groźnych dla zdrowia oraz innych dziedzin życia konsekwencjach. Wiele osób wydaje się wierzyć, że gdyby robić im co tydzień badanie tomografem, a raz na miesiąc rezonans, to żadna choroba by się ich nie imała i czuliby się bezpiecznie.
Następnym po charakterze i edukacji piętrem budowania bogactwa jest zawsze kapitał społeczny, a przede wszystkim zaufanie w relacjach międzyludzkich, które zawsze były, a dzisiaj są jeszcze ważniejszym elementem budowania zasobności czy to poprzez karierę zawodową czy biznesową. Często w medialnych narzekaniach brak wzajemnego zaufania traktuje się jako cechę samorodną Polaków, podczas gdy w rzeczywistości jest ona pochodną indywidualnych braków w innych dziedzinach. Jeżeli raz zostaniemy potraktowani nieuczciwe, lekceważąco, wtedy w kolejnych relacjach jesteśmy już ostrożniejsi, bardziej nieufni, trudniej nam o współpracę nastawioną na wspólny sukces, a nie walkę z członkami rywalizującej koterii w urzędzie czy biznesie. Znam sytuację gdy lokalni rolnicy postanowili ratować małą ubojnię umawiając się, że tylko do niej oddadzą zwierzęta. Jednak bardzo szybko okazało się, że część z nich ulega pokusie minimalnie wyższej ceny oferowanej przez filię dużego koncernu i po cichu tam zawozi inwentarz, w rezultacie ubojnia upadła, a koncern został monopolistą i ceny obniżył. Dopiero z takich doświadczeń rodzi się nieufność i przekonanie, że nic się nie da wspólnie zrobić. Brak uczciwości i rzetelności we wzajemnych relacjach, a nie brak zaufania jest pierwotnym problemem. Dodałbym także nieumiejętność komunikowania się, otwartego, ale kulturalnego wyrażania swoich potrzeb czy interesów, umiejętności życia w sytuacji konfliktu czy rywalizacji, ale nie pozwalania by przekształciły się w wojnę na śmierć i życie.
Słabe i niewiele warte faktyczne wykształcenie oraz słabe charaktery indywidualne przekładają się na słabe wybory personalne w polityce. Kandydaci na stanowiska burmistrzów, radnych, a potem posłów i ministrów wygrywają nie wtedy gdy są skromni i rzeczowi, ale wtedy gdy umiejętnie grają na kompleksach, urojeniach czy fobiach, dobrze widziany jest szeroki gest w wydawaniu publicznego grosza. Znów zilustruję go anegdotycznym, ale znamiennym dla stylu jaki dominuje w lokalnej i wojewódzkiej polityce przykładem dialogu z obrad Małopolskiego Sejmiku Wojewódzkiego: a może byśmy zamiast jeździć na kursokonferencję dla radnych do Zakopanego, zorganizowali ją na miejscu, można by zaoszczędzić kilkadziesiąt tysięcy? Panie Kolego, przy takim budżecie! I tak szastanie środkami publicznymi jawi się jako przedłużenie indywidualnych nawyków i zyskuje społeczny poklask. Trudno jest w Polsce wygrać wybory będąc skromnym, rzeczowym i obiecując zmniejszanie długu czy likwidację deficytu, a mało kto rozumie, że pożyczone pieniądze trzeba spłacać z odsetkami i jeszcze zapłacić prowizje. Prezydenci polskich miast jeżdżą limuzynami z kierowcami, prezydenci miast szwajcarskich za punkt honoru uważają korzystanie z transportu publicznego za który czują się odpowiedzialni i to przynosi im polityczne uznanie, a budżetom gminnym i kieszeniom poszczególnych obywateli oszczędności.
I tak dochodzimy do polityki na szczeblu krajowym. Wybrani przedstawiciele obdarzonego takimi cechami narodu mają teraz zapewnić bogactwo nie tylko Polakom, ale i Polsce. W dzisiejszej sytuacji mając na uwadze wynurzenia M. Morawieckiego o tym, że dla gospodarki najlepsza jest wojna lub choćby kryzys, promowane przez WEF (World Economic Forum – Światowe Forum Ekonomiczne w Davos) hasło: nie będziesz niczego posiadał, ale będziesz szczęśliwy, niezwykle trudno jest odpowiedzieć na zadane w ankiecie pytanie, mając poczucie, że wiele tradycyjnych prawd dotyczących bogactwa staje się przedmiotem nawet nie wątpliwości, ale ataku. Jak udzielać rad, jak w momencie tak zasadniczego przewartościowania planować tradycyjne bogacenie się, gdy jego dotychczasowe rozumienie jest kwestionowane? Załóżmy jednak, że trzymamy się tradycyjnego państwa narodowego jako podmiotu we w miarę tradycyjnym świecie, które stara się stworzyć swoim obywatelom warunki do bogacenia się w idealnie rozumianym modelu gdzie różnice nie są zbyt duże, ale wystarczające dla motywacji do lepszej pracy, a wszyscy żyją na poziomie uznanym kulturowo za przyzwoity i nie zmuszający do rezygnacji z poczucia godności. Z drugiej strony pomijanie pewnych tendencji czy konieczności o skali globalnej też byłoby brakiem realizmu.
Tak jak w gospodarstwie domowym trzeba najpierw zatroszczyć się o dom, tak samo w kraju trzeba prowadzić taką politykę, aby Polacy w miarę łatwo i tanio mogli dorobić się przyzwoitego mieszkania czy domu. Tymczasem ostatnie lata to zjawisko pogłębiającego się rozwarstwienia w tej dziedzinie polegającego na tym, że mieszkania i kolejne domy budowane są jako sposób zabezpieczenia swoich oszczędności przed inflacją, co sprawia, że stają się coraz droższe, a zarobki ludzi na dorobku nie są w stanie nadgonić rosnących cen. Mieszkania dla młodych małżeństw, mieszkania plus, wszystkie te szlachetnie brzmiące programy nie zostały zrealizowane pomimo dobrych intencji ich projektodawców. Interesy lokalnych sitw, deweloperów okazały się mieć większą siłę przebicia, a może bezwładu niż szlachetne zamiary państwa.
Ogromne znaczenie ma tu katastrofa polskiej urbanistyki i planowania przestrzennego jaka dokonała się za sprawą wielokrotnego ministra i wicepremiera odpowiedzialnego za tę dziedzinę w latach 90 poprzedniego stulecia i na początku naszego wieku – Marka Pola. Raport Instytutu Geografii I przestrzennego Zagospodarowania PAN szacuje, że z powodu wadliwej lub nieistniejącej w prawdziwym tego słowa znaczeniu polityki przestrzennej polski podatnik traci co roku 84 miliardy złotych. To koszty zbędnej infrastruktury, niepotrzebnej zajętości terenu, rozlewania się miast, utraty czasu i paliwa na dojazdy i wiele, wiele innych. W tej dziedzinie przez ostatnie dekady powtarzaliśmy wszystkie błędy Zachodu, a przede wszystkim USA, o czym ostrzegały w latach 90 ubiegłego wieku jedynie słabe organizacje ekologiczne i stowarzyszenia obywatelskie. Jednak polscy politycy byli głusi na te raporty – nie chcieli się uczyć, poprzestawali na powierzchownym oglądzie sytuacji, ulegali lobbingowi i szli z prądem opinii publicznej urabianej przez komercyjne media. Do dzisiaj tych błędów nie naprawiono, choć chaotyczne zmiany przepisów, próby łatania luk i naprawiania błędów bezustannie trwają. Jednak rola planistów i urbanistów została radykalnie osłabiona na rzecz deweloperów i wpływowych architektów. Popularność małych i często źle zaprojektowanych mieszkań na postkomunistycznych osiedlach wynika dzisiaj nie tylko z ich przystępnej ceny i niskich kosztów utrzymania, ale także z atrakcyjności przestrzeni i infrastruktury społecznej.