Odpowiada prof. Marta Dziedzicka-Wasylewska

Po co nam Polska? Pytanie jest inspirujące, ale w sumie odpowiedź – przynajmniej mnie – nie nastręcza trudności. Polska to są korzenie, dom, rodzina, wspólnota – wszystkiego tego potrzebujemy, żeby określić swoją tożsamość. Jest to pierwotna potrzeba człowieka, który musi wiedzieć skąd pochodzi.

Nawet jak człowiek neguje tę potrzebę w przypływie buntu albo zachłyśnięcia się jakąś na nowo przybraną tożsamością, to i tak nie da się tej pierwszej tożsamości wymazać ze swojej świadomości. To opoka, na której budujemy siebie. W mojej Rodzinie od zawsze był obecny tekst, spisany z pamięci przez Mamę, która jako dziewczynka w okresie tuż powojennym znalazła go na ulotce w szkole i zapamiętała na zawsze: „…kocham Polskę bo matka moja jest Polką, bo krew, która płynie w mych żyłach jest polska, bo polska jest ziemia, w której pogrzebani są ci, po których płakałem, których czczę, bo miejsce gdziem się urodził, język, jakim mówię, książki, z których się uczę, brat mój, siostra moja, moi towarzysze, cały ten wielki naród, wśród którego żyję, cała ta piękna przyroda jaka mnie otacza, wszystko co widzę i kocham, jest polskie…”

Tekst ten jest dłuższy, mówi o miłości ojczyzny a „…głąb takiego kochania poznasz najlepiej, gdy po długiej podróży wracać będziesz do kraju rodzinnego…” i którą to miłość „poznasz silniej jeszcze wtedy, gdy groźba obcego ludu ogniem i mieczem i niewolą błyśnie nad Twoją ojczyzną…”Ogromne zdziwienie a nawet rozczarowanie przeżyliśmy wszyscy, kiedy okazało się, że fragmenty te – wzruszające i jakże „polskie” – pochodzą wszakże z powieści dla dzieci pt. „Serce” autorstwa Edmonda De Amicisa (tłum .Maria Konopnicka) a zamiast pytania „dlaczego kocham Polskę ” jest pytanie „dlaczego kocham Włochy”. Z drugiej jednak strony widać na tym przykładzie, że podobne uczucia są uniwersalne, właściwe po prostu ludziom utożsamiającym się ze swoją wspólnotą.
Dlaczego tak jest? Odpowiedzi można szukać w teorii psychologicznej Maslowa, który podał „wzór”, na podstawie którego daje się określić ludzkie motywacje: fizjologia, bezpieczeństwo, przynależność, miłość, szacunek, samorealizacja. Powstała potem „hierarcha potrzeb” i różne odmiany „piramidy Maslowa”; w zasadzie cały czas wśród psychologów i antropologów kulturowych trw a dyskusja na ten temat. Poglądy ewoluują, teorie indywidualistyczne również i nie miejsce tutaj na szerszy kontekst, ale nie da się abstrahować od faktu, że człowiek jest istotą społeczną i tylko w społeczeństwie może się realizować. Zresztą w pierwotnej wersji teorii Maslowa potrzeba „przynależności” zajmuje poczesne miejsce. Tę „przynależność” wysysamy – dosłownie – z mlekiem matki. Jako gatunek Homo sapiens rodzimy się bezbronni, okres dzieciństwa, dojrzewania i rozwoju biologicznego jest stosunkowo długi, wymagamy opieki rodziców, krewnych – to nasze pierwsze kręgi, do których należymy, rodzą się pierwsze silne społeczne więzi .Dalej grupa się rozrasta o dalszych członków rodziny, grupy rówieśnicze itd.; stajemy się częścią wspólnoty. Jest wiele dowodów, że więzi – silne relacje interpersonalne – mają silną podstawę biologiczną, są fizjologicznie i psychologicznie uwarunkowaną potrzebą człowieka. A kiedy te więzi zawodzą, ludzie cierpią i często wykazują zachowania patologiczne i destrukcyjne.

Natura tych więzi to też potrzeba akceptacji w ramach grupy społecznej, poczucie wspólnych celów, które wykraczają daleko poza teraźniejszość. Widać to bardzo dobrze w przypadku ludzi, którym przyszło żyć poza własną wspólnotą, a szerzej – poza ojczyzną, w której wyrośli; często są oni spełnieni zawodowo i doświadczają nawet akceptacji i tolerancji, co pozwala na fizyczne przetrwanie, ale rzadko tworzą oni więzi potrzebne do satysfakcjonującej egzystencji. Co ważne, nie chodzi tu o znajomość nowego języka a o wspólne cele, obyczaje, doświadczenia, zwyczaje, wartości, święte przedmioty, święte zakazy, wspólne dowcipy, wspólne lektury, wieszczów narodowych, muzykę, światopogląd, idee, społeczne niuanse a nawet smaki – wszystko, co ma znaczenie „święte” a bez tego życie jest samotne i puste. Bo nie ma wokół ludzi, którzy wzajemnie dzielą wspólny los, rozciągający się nie tylko na własne życie ale i na całe pokolenia. Mary E. Clark w swoim opracowaniu nt. „Meaningful Social Bonding as a Universal Human Need” opublikowanym w 1990 r. w wydawnictwie Conflict: Human Needs Theory(red. J. Burton ; New York, St. Martins Press) zwraca uwagę na to, że różne (zachodnie) wizje i teorie rozwoju społeczeństwa jako opartego na umowie świadomie zawartej przede wszystkim po to, by zapewnić harmonię, nie pozwalają wyjaśnić istnienia więzi rodzinnych, przyjaźni na całe życie czy poczucia przynależności kulturowej, którą daje wspólny języki wspólne doświadczenia życiowe.

Te różne teorie całkowicie pomijają najgłębszy wymóg, który charakteryzuje nasz gatunek – potrzebę tożsamości społecznej. Podkreśla ona, że ludzie wyewoluowali z pragnienia przynależności, a nie rywalizacji. M.E. Clark pisze w swym tekście: „…Biologicznie jesteśmy obowiązkowymi zwierzętami społecznymi, całkowicie zależnymi od wspierającej struktury społecznej, a to właśnie przy braku takiego systemu wsparcia pojawiają się destrukcyjne, ‘nieludzkie’ zachowania. (…) Separacja, wyobcowanie, ostracyzm, upokorzenie – są zaprzeczeniem więzi międzyludzkiej, akceptacji w kręgu, grupie, rodzinie, systemie wsparcia, wspólnocie, w której można znaleźć nie tylko towarzystwo, ale także poczucie, że życie naprawdę ma jakiś cel. Jeśli odmowa więzi wywołuje cierpienie, to wyraźne uzdrowienie dokonuje się dzięki wspierającej wspólnocie. Zanim nastała współczesna era środków farmaceutycznych na każdą dolegliwość ludy plemienne, stosując swój repertuar(czasami bardzo skutecznych) środków pochodzenia naturalnego, oferowały również stałą uwagę i wsparcie dla chorego…”Należy dodać, że z jednej strony dopiero od niedawna zaczęto naukowo udowadniać to, co było widoczne od zawsze:że znaczące więzi społeczne są absolutną potrzebą człowieka i że zerwanie tych więzi prowadzi do tragedii, zarówno na poziomie indywidualnym jak i wspólnotowym.

Z drugiej zaś strony, współczesne trendy nachalnie podkreślają „potęgę indywidualizmu” czy w wielu sytuacjach zawodowych wręcz obligację do „mobilności”, przenoszenia się z miejsca na miejsce. Często te obligacje dotyczą młodych ludzi, rozpoczynających swoją drogę zawodową (np. w środowisku naukowym ), czyli z definicji są to ludzie w wieku, kiedy „zakłada się gniazdo”i potrzebne jest poczucie stabilizacji. Te trendy prowadzące do atomizacji społeczeństwa są silne na wielu płaszczyznach i też nie miejsce tutaj, żeby analizować te zjawiska; zresztą są one analizowane przez kompetentnych obserwatorów otaczającej nas rzeczywistości. Demontaż fundamentów, na których opiera się nasza kultura jest aż nazbyt widoczny i zaskakująco gwałtowny. I bardzo szkoda, bo przecież więzi społeczne nie są tymczasowymi umowami, zawieranymi jedynie dla wygody ale są absolutnym wymogiem ludzkiej egzystencji.

Można zaryzykować twierdzenie, jak zaznacza M.E. Clark w swoim opracowaniu, że ludzkość, mając do dyspozycji instytucje charakteryzujące nowoczesną cywilizację, nigdy nie mogłaby się rozwinąć!I po to właśnie jest nam potrzebna Polska – wspólnota, w której wyrośliśmy. Nasze „święte symbole” są cały czas obecne: podobnie jak w innych krajach czczona jest flaga narodowa, zdobywcy medali olimpijskich czy innych trofeów sportowych(to najbardziej powszechne, ale w innych dziedzinach zdobyte trofea tez napawają dumą), hymn narodowy zawsze napełnia piersi obywateli patriotycznym uczuciem, są narodowe hasła czy dzień narodowy. W tych szczególnych momentach wzruszeniu ulegają nawet zatwardziali heroldzi „nowych czasów” i pewnie sami nawet nie wiedzą dlaczego…Podobnie, w Dniu Wszystkich Świętych pokonują nieraz wiele kilometrów, żeby odwiedzić groby bliskich albo być z bliskimi w tym dniu, bo ta pierwotna, biologicznie uwarunkowana, potrzeba przynależności tkwi w nas wszystkich głęboko.