W debacie Fundacji odpowiada prof. Roman Kochnowski

Jeśli wierzyć badaniom opinii publicznej, to prawie 1/3 dorosłych Polaków państwa z predykatem polskie w ogóle nie potrzebuje. To grono tworzą nie tylko politycy z kręgów obecnej opozycji lewicowo-liberalnej ale również obywatele którzy na co dzień polityką się nie pasjonują. Są jednak przekonani, że federalizacja Unii Europejskiej i roztopienie się w organizmie „ojczyzny Europy” państw narodowych to rozwiązanie optymalne. Są przekonani, że przyszłość Polaków to ponadnarodowy moloch europejski w którym podmiotowość naszego narodu miałaby mniej więcej taki sam zakres jak w dobie galicyjskiej autonomii. Dlatego też – gdyby kwestia ta miałaby zostać rozstrzygnięta w drodze referendum pytanie o zgodę na udział w federalnej Europie powinno zostać uzupełnione o akapit : „przy jednoczesnej likwidacji suwerennego państwa polskiego”. Pomysłodawcy europejskiego pomysłu federacyjnego zupełnie abstrahują od doświadczeń z przeszłości. Wielonarodowa dualistyczna monarchia austro-węgierska przetrwała ledwie 51 , ZSRR 69 a federacyjna Jugosławia tylko 46 lat. Myślę, że nadal pamiętamy czym rozpad ostatniego z tych państw federalnych się skończył. Wreszcie – pandemia Covid 19 wyraźnie pokazała słabość organów unijnych, wzmacniając tym samym państwa narodowe w Europie. Do tego dochodzi coraz mniej budujący obraz UE której czołowe organy zawłaszczane są przez międzynarodowe lobbies, a tak dbający o praworządność TSUE jest podatny na manipulacje organów wykonawczych wspólnoty. Wreszcie – dla organów ustawodawczych i wykonawczych – prawa człowieka stają się swego rodzaju nową religią, ważniejszą niż bezpieczeństwo czego doświadczamy w kontekście kryzysu na granicy polsko – białoruskiej. Konkluzja dotycząca federalizacji UE jest oczywista. To rozwiązanie – jak można się spodziewać – raczej przysporzyło by problemów niż je rozwiązało. Nie wspominając o oczywistym końcu polskiej państwowości.

Państwo polskie realnie istniejące dalekie jest od doskonałości. Przyczyny tego stanu rzeczy to temat sam w sobie bardzo obszerny, godny niejednej monografii czy wielogodzinnej dysputy akademickiej. Ale to państwo istnieje, stanowiąc samo w sobie istotne dobro narodowe. Warto w tym miejscu przypomnieć tragiczna postać ministra Józefa Becka i całej ówczesnej elity sanacyjnej dla której honor był ważniejszy od egzystencji państwa i dobra jego obywateli.

Po pierwsze zatem: wszystkie odpowiedzialne siły polityczne powinny być zgodne co do tego, że – powtarzając za Cyceronem – „salus rei publicae suprema lex est”. Tu nie ma miejsca na opinie podważające działania władz państwowych na rzecz ochrony nienaruszalności granicy państwowej. Zwłaszcza jeśli czynią to nie tylko osoby ubogie intelektualnie, ale chcący uchodzić za odpowiedzialnych politycy opozycji. Kto nie szanuje własnej armii będzie zmuszony szanować cudzą.

Po drugie: musimy uznać, że w obecnej konstelacji politycznej w Europie i na świecie żaden sojusz NATO) ani organizacja międzynarodowa (UE) nie zapewnią nam 100% bezpieczeństwa. Ani w militarnym, ani w ekonomicznym wymiarze. Czas „końca historii” minął bezpowrotnie. Uwzględniając powyższe Polacy potrzebują państwa sprawnego, które będzie w stanie samodzielnie odpowiedzieć na rysujące się coraz wyraźniej zagrożenia polityczno-militarne (Federacja Rosyjska) oraz ekonomiczne ( przede wszystkim gigantyczny wzrost cen energii). Nikt za nas tej lekcji nie odrobi. Rzecz jasna wymaga to odpowiedzialnej postawy opozycji i sprawnego działania rządu. Tylko tyle i aż tyle. A stawiając przysłowiową kropkę nad „i” – Polacy potrzebują nade wszystko państwa wolnego od wojny polsko-polskiej. W przeciwnym bowiem razie przypomną nam się słowa poety; „ Miałeś chamie złoty róg…” Strach kończyć.