W debacie Fundacji odpowiada prof. Janusz A.Majcherek

Polska problematyczna

Gdy pod koniec XVIII wieku Polska zniknęła z map, świat a nawet Europa nie doznały by-najmniej wstrząsu, ład światowy i europejski się nie załamał. Wstrząs taki i gwałtowny przewrót geopolityczny wywołała natomiast w tym samym czasie Rewolucja Francuska, czyli gwałtowne zniknięcie jednej z najstarszych i najbardziej wpływowych europejskich monarchii – choć nie francuskiego państwa. Ustanowiony po upadku Napoleona na Kongresie Wiedeńskim porządek polityczny, z udziałem tejże Francji, której rozbioru i zniknięcia sobie nie wyobrażano, zapewnił Europie jeden z najdłuższych okresów względnej stabilności i szybkiego rozwoju.

Dotyczy to także ziem polskich, pozostających wówczas pod panowaniem zaborczych mo-carstw. W ostatnich trzech dekadach poprzedzających wybuch I wojny światowej przeżywały one dynamiczny rozwój. Bez własnego państwa.

Owszem, towarzyszyła temu presja germanizacyjna i rusyfikacyjna, ale obszary wchodzące w skład monarchii austro-węgierskiej otrzymały i zachowały szeroką autonomię – tamtejsi Polacy mogli swobodnie działać na wszystkich polach publicznej aktywności. Jeśli Galicja była zacofana ekonomicznie, to w znacznym stopniu obciąża samych Polaków; trudno jest wskazać jakiekolwiek przeszkody czy bariery czynione im przez władze habsburskiej monarchii, które mogłoby usunąć własne państwo. Pozostawanie w składzie wielkich monarchii umożliwiało natomiast Polakom swobodny handel i czerpanie korzyści z dostępu do rozległych rynków. Zniesienie po 1864 r. granicy celnej Królestwa Polskiego z Rosją, będące elementem likwidacji resztek państwowej odrębności w ramach popowstaniowych represji, otworzyło perspektywy ekspansji gospodarczej, która przyczyniła się do szybkiego rozwoju. Granice celne, uchodzące wówczas za jeden z atrybutów państwowości, okazały się barierą rozwoju.

Polskie państwo nie było potrzebne polskim chłopom co najmniej do czasu uwolnienia ich od feudalnego poddaństwa, czego dokonali zaborcy. Toczy się obecnie w polskiej historiografii spór czy poddaństwo to można zrównywać z niewolnictwem, ale to kwestia drugorzędna. Wolność osobistą chłopów, uwolnienie od poddaństwa wobec polskich feudałów, przynieśli im obcy władcy. Jak pisze w swojej „Ludowej historii Polski” Adam Leszczyński, „administracja państwowa jako czynnik realnie ograniczający samowolę właścicieli pojawia się naprawdę dopiero wraz z zaborami”. W nominalnie własnym państwie chłopska dola była gorsza, niż w formalnie własnym państwie. Polska nie była chłopom potrzebna, co zresztą potwierdzają świadectwa epoki, w tym pamiętniki Witosa. A nowela Żeromskiego „Rozdzióbią nas kruki, wrony” wyraża to w formie literacko-metaforycznej i w ponurej wymowie.

Można argumentować, że owi obcy – wyłączając wszak Habsburgów po 1864 roku – jednak gnębili Polaków pod względem kulturowym, narodowościowym, religijnym (Kulturkampf w Wielkim Księstwie Poznańskim, forsowanie prawosławia i cyrylicy w Kongresówce). Ale gdy po upadku, w wyniku I wojny światowej, rozbiorowych mocarstw pojawiła się perspektywa utworzenia polskiego państwa, Polacy bynajmniej nie garnęli się do tego ochoczo. Miliony ich walczyły w zmagających się ze sobą armiach trzech cesarzy, strzelali do rodaków po przeciwnej stronie frontu, nie było znaczących przypadków odmowy służby czy dezercji. To Jaroslav Hašek przedstawił świadectwo graniczącego z abnegacją dystansu Czechów wobec służby w armii cesarskiej.

Jak wiadomo, gdy legioniści Piłsudskiego na początku wojny wkroczyli do Kongresówki z zamiarem wywołania antyrosyjskiego powstania, spotkali się z obojętnością i żadnej antycarskiej rebelii nie udało się wzniecić. O odrodzeniu Polski zaczęli głośno mówić dopiero dwaj cesarze niemieccy, zamierzając stworzyć sprzymierzone z nimi, a właściwie podporządkowane im państwo polskie jako buforowe, na ziemiach polskich odbitych spod panowania Rosji.

Gdy po wojnie przeprowadzono plebiscyty, mające przesądzić o przynależności państwowej terenów zamieszkałych przez znaczący odsetek ludności polskojęzycznej, opcja propolska przegrała. Szczególnie to wymowne na Warmii i Mazurach, czyli w Prusach Wschodnich, gdzie spis powszechny z 1910 r. oraz opracowania samych niemieckich etnografów i demografów wykazywały znaczny, na niektórych obszarach dominujący udział ludności polskojęzycznej. Gdy przyszło opowiedzieć się za przynależnością do powstającego państwa polskiego lub pokonanego, upadłego państwa prusko-niemieckiego, wybrali tę drugą opcję. Nie potrzebowali polskiego państwa.

Po II wojnie światowej, gdy tereny te przyłączono do Polski, prawie wszyscy wyjechali do Niemiec, kiedy tylko taka możliwość się pojawiła, podobnie jak w przypadku wielu Ślązaków, którzy w plebiscycie znacznie liczniej – choć też w mniejszości – optowali za przynależnością do Polski. Szczególnie smutny jest przypadek zachodnich Kaszubów, tych luterańskich (podobnie jak Mazurzy). Po wojnie prawie wszyscy wyjechali do Niemiec, skansen w Klukach to przygnębiający relikt społeczności, która zniknęła, bo nie chciała pozostać w Polsce.

Emigracja zresztą trwała zarówno w okresie braku własnej państwowości, jak i po odzyskaniu niepodległości. Zarówno tej w 1918, jak i 1989 r. Zwłaszcza ten drugi przypadek jest wymowny. Gdy Polska uwolniła się wreszcie od komunizmu i odzyskała niepodległość, miliony Polaków z niej uciekły, opuściły ją, porzuciły. Część z nich kreuje się teraz na obrońców polskości operujących z obczyzny. Nie wahali się jednak porzucić Polski, gdy taka okazja się nadarzyła.

Najbardziej narzucająca się na pytanie „komu potrzeba na jest Polska?” odpowiedź, że Polakom, z pewnością nie dotyczy ich wszystkich. A poza nimi już bodaj nikogo. W 1918 r. prawie wszyscy nie-Polacy, którzy mieli się znaleźć w granicach państwa polskiego, sprzeciwiali się temu – zarówno gdańszczanie, jak Ukraińcy, Litwini, czy Czesi ze Śląska Cieszyńskiego. Przez sto lat XIX wieku (1815-1914) Europa obywała się zupełnie dobrze bez Polski, choć w tym czasie powstały Belgia, Rumunia, Serbia, zjednoczone Włochy. Świat może istnieć bez Polski, nie jest mu ona potrzebna, tak jak potrzebne są Stany Zjednoczone, Francja czy Niemcy.

Ale chodzi nie tylko o wielkość, jak w przypadku tych państw, lecz także o role w konstrukcji europejskiego i światowego ładu. Austria czy Szwajcaria są dla niej ważniejsze, bodaj także Ukraina stała się obecnie dla owego ładu istotniejsza niż Polska. W 1989 r. szanowana i doceniana jako inicjatorka przemian, przez wiele późniejszych lat uważana za wyznaczającą kierunek rozwoju Europy wschodniej i jej integracji z zachodnią, Polska staje się coraz bardziej uciążliwym sąsiadem, niepewnym partnerem, wątpliwym sojusznikiem.

Unia Europejska i NATO istniały bez Polski i bez Polski istnieć mogą. Dla obu tych kluczowych w utrzymaniu stabilnej Europy struktur Polska ma mniejsze znaczenie niż wielokrotnie od niej mniejsze republiki bałtyckie. Ich pozycję wyznacza nie tylko graniczenie z Rosją, lecz także przyjęcie europejskiej waluty i wejście w strefę jej obowiązywania, co przez polskich „patriotów” jest odrzucane jako zrzeczenie się monetarnej suwerenności – jednego z atrybutów państwa.

Obecna Polska raczej przeszkadza, utrudnia i szkodzi, niż pomaga, wspiera czy ułatwia. Jest dla Europy i świata kolejnym problemem, a nie wsparciem w rozwiązywaniu któregokolwiek.
A doprowadzili do tego ci, którzy swoim oponentom zarzucają brak troski o Polskę, oskarżając o kosmopolityzm, eurocentryzm i germanofilię.

Janusz A.Majcherek