W debacie Fundacji odpowiada Olaf Swolkień

• „Bolszewicy, co tam o nich mówią, to głupstwo. Ale ja ich przejrzałem. Oni chcą od ciebie, ciebie samego zabrać. Żeby nie było ciebie, a na to miejsce taka maź, taki wspólny rozczyn pod ciasto. To co oni tam krzyczą: „Grab nagrabione”, to tylko takie zachęty z jednej, a straszaki dla staruszków z drugiej strony. A naprawdę, to oni chcą zagrabić nie to co było przez kogoś nagrabione, tylko to z czym każdy człowiek rodzi się do życia. To oni chcą zabrać. O. I dlatego trzeba ich zniszczyć. Nie: „W Imię Ojca i Syna,,,” a w imię ratowania samego siebie.”

• J. Mackiewicz, Lewa wolna
Pytanie zadane w ankiecie w dzisiejszym momencie dziejowym wydaje się strzałem w dziesiątkę. Z jednej strony wskazuje na chyba najważniejszą formę wspólnoty organicznej innej niż rodzina, z drugiej zmusza do refleksji właśnie nad sensem identyfikowania się z jakąkolwiek wspólnotą, z czymkolwiek poza nami samymi, to dla mnie jedno z kluczowych pytań naszych czasów. Po co nam wspólnota? Przecież znajduje się w niej zawsze dużo osobników, z którymi wolelibyśmy nie mieć nic wspólnego, a oni z nami i odczuwamy ten przymus, że jednak ktoś, gdzieś, coś nam narzucił, że wypada, że coś nam mówi, że trzeba, choć z drugiej szarpiemy się by rzucić to wszystko w cholerę. Dla mnie to nie jest jednak tylko przymus społeczny, ta freudowska kultura jako źródło cierpień, ale coś co wynika z samej istoty naszego człowieczeństwa, także w jakimś sensie biologicznym, zwierzęcym, antropologicznym. Potrzebujemy wspólnoty tak jak wilk watahy. I myślę, że Polska jako taki siedzący w sercach i trzewiach mit, też należy do tej kategorii, choć w innych czasach być może byłaby to wierność królowi, księciu, plemieniu, rodowi. Możemy roić o narzucanej niczym w reklamowych klipach wygodnej roli wiecznego turysty fruwającego po świecie z idealnie dobraną partnerką, sprawnym ciałem i umysłem, które nigdy się nie psują i razem pochłaniają najpiękniejsze widoki. Ale to rojenie jest jak plastikowa atrapa, sterylna, pusta, przezroczysta jak zimne oczy telewizyjnej gwiazdki o idealnie wymodelowanym ciele.

Życie, prawda, człowieczeństwo są trudne, pomarszczone, spocone, czasem denerwujące, durne i trzeba ciągle w pocie czoła starać się je poprawiać. I taka jest też Polska. Roman Dmowski piszący o polskich obowiązkach spadających na nas wraz z byciem Polakiem, Gombrowicz piszący o świni co kwiczy i zdechnąć nie może, rozumieli tę prawdę i po swojemu jako myśliciel polityczny i artysta pokazywali, że choćbyśmy nie wiem jak się szamotali czy buntowali, to tego nie da się wyrzucić i zapomnieć, tak samo jak nie da się pozbyć bez psychicznych i moralnych konsekwencji nieudanego dziecka, babci z demencją, ciotki dziwaczki i małżonka, który się okazał inny niż myśleliśmy, ale także brzydkiego krajobrazu, źle zaprojektowanego domu, nie da się tego ot tak opuścić, zniwelować i zacząć od nowa żeby było równiutko, czyściutko i żeby już żaden chwast nie wyjrzał spod kostki bauma.

Dzisiaj duch dziejów, czy etap stechnologizowania człowieka jest przeciw jakiejkolwiek wspólnocie. Nie miejsce w tym tekście na rozważania czy to idee jak uważał cytowany w nagłówku mackiewiczowski ułan Zybienko, czy etap rozwoju technologii sprawiają, że jakiekolwiek zakorzenienie, jakakolwiek niespełniona ad hoc zachcianka, jakikolwiek odczuwany w sercu i sumieniu obowiązek czy tożsamość są przeszkodą do dopasowania ludzkich trybików do systemu, który wymaga elastyczności, racjonalności, równości, standaryzacji.

Dziki w powieści A. Huxleya Nowy wspaniały świat chciał cierpieć, chciał mieć obowiązki męskie, Polak dzisiaj chce mieć obowiązki polskie, obie te dziwności idą pod prąd dziejów, trochę dlatego, że nowoczesny naród polski dopiero dzisiaj próbuje się tworzyć w socjologicznym, ekonomicznym ale i kulturowym sensie, nigdy wcześniej nie było mu to dane w nowoczesnym tego słowa znaczeniu. Chcemy mieć swoje plemię, grilujące, przeklinające, leniwe umysłowo czy jak pisał żyd P. Roth o Polakach gamoniowate (przywołuję go, bo napisał także ważne w tym kontekście zdanie, iż można przestać być żydem, ale nie uniknie się w ten sposób losu żyda), ale takie, gdzie w chwili próby jesteśmy razem, gdzie rozumiemy się bez słów, razem płaczemy, tańczymy, rozpaczamy, klniemy, walczymy, giniemy, kłócimy się. Osobiście chciałbym by było to miejsce gdzie się dobrze czujemy, gdzie wygodnie nam się żyje i nie mamy ochoty z niego emigrować – pozytywnym przykładem są tu dla mnie Czesi, a mniej deklarujący swoją dumę z bycia Polakiem błąkający się po świecie Polacy. Posiadanie dobrze urządzonej, wygodnej Polski mogłoby nam się po prostu opłacać, tak jak opłaca się mieć w życiu dobrze urządzoną siedzibę, dom do którego się wraca i gdzie wiemy, że znajdziemy pomoc w chorobie czy innym nieszczęściu, a tej pomocy udzieli nam ktoś z kim mamy wspólny język, a nie anonimowy przybysz z drugiego końca świata podłączony do sztucznej inteligencji.

Bo bojowaniem jest życie nasze, okazując pokorę wobec swoich przynależności nie tylko poddajemy się narzuconemu przymusowi, kontroli społecznej, bo przecież wspólnota, co bywa bolesne, osądza i pilnuje, ale także stajemy przed swoim powołaniem, przed swoim warsztatem, przed swoim zadaniem jakie ktoś, gdzieś, kiedyś nie wiedzieć czemu, nam wszczepił. Ucieczka przed tym w świat pływającego w oceanie lub przestworzach kogokolwiek, bez obowiązków, kłopotów, bólu, łez byłaby a rebours ucieczką nie tylko przed śmiechem, wzruszeniem, smakiem zwycięstwa, ale przed własnym losem, a przecież zadaniem jakie tu na ziemi dostajemy jest jego złapanie i wczepienie się pazurami „choćby nie wiem co”. I Polska jest takim cielskiem, w które musimy się wczepić i jednym z zadań nad którym musimy pracować, razem, żeby zbawić ją i siebie samych, uratować swoje człowieczeństwo. A. Huxley doskonale uchwycił ten narastający problem, tę szatańską pokusę jaką pokazuje się nam na zaciskającej smartfonową smycz własnej dłoni i dlatego powtarzamy za nim:

„Świat nie stawia już dzisiaj przed człowiekiem niemal żadnych przeszkód, nie buduje ich religia, prawo, konwenanse. Człowiek współczesny musi szukać przeszkód we własnej jaźni, dobywać je stamtąd i stawiać na swej drodze. Musi tak czynić, bo to właśnie pokonywane przeszkody stanowią o godności człowieka. Musi tak czynić dlatego, że zawracanie przed przeszkodami postawionymi przez samego siebie jest w wielu przypadkach najszlachetniejszą czynnością, na jaką może się zdobyć ludzkie stworzenie.”