Pomyśleć nad językiem, którego używamy. Dramat języka, jakim się na co dzień posługujemy, jest dramatem człowieka i społeczności. Coraz bardziej język traci swoją podstawową funkcję komunikacyjną zmieniając się w zbiór wyzwisk, zaklęć bądź przekopiowywanych z komputera, telewizora albo smartfona martwych i nic nie znaczących formuł.
Oto kilka propozycji:
1. Precz z przymiotnikami, niech żyją rzeczowniki i czasowniki czyli zrezygnować z wartościowania na rzecz opisywania. W kółko czytam, że coś jest „wyjątkowe” (jak wszystko jest „wyjątkowe” to co jest „zwyczajne”?), „magiczne” (np. zupa), „cudowne” (np. bramka strzelona przez piłkarza). Kiedy słyszę, że ktoś jest „oburzony”, albo „wkurwiony”, to mało mnie obchodzi stan emocjonalny tej osoby, a chciałbym wiedzieć dlaczego.
2. Kiedy słyszę, że ktoś w dyskusji kogoś „zaorał”, „zmiażdżył”, a piłkarze „rozstrzelali” podczas meczu przeciwnika, to widzę w tych sformułowaniach agresję i pogardę dla partnera. Najobrzydliwszym zaś neologizmem jest słowo „wkurw”.
3. Wyeliminować zbędne anglicyzmy. Język polski jest bardzo bogaty, można przy jego pomocy wyrazić i opisać wszystko, niepotrzebne są potworki w rodzaju „Stand-upowy Dzień Kobiet” (widziałem na własne oczy).
4. Rozpoczynanie zdania od „powiem tak:” pasuje do proroka lub przynajmniej prezydenta, a dodawanie co chwilę „tak naprawdę” czyni, że nasza wypowiedź sprawia wrażenie czegoś fałszywego lub pozbawionego sensu, skoro co moment musimy podkreślać, to co jest w niej prawdziwe.
5. Nieużywanie słów „wszyscy” bądź „każdy” przy byle okazji celem wzmocnienia ekspresji językowej. W niewielu przypadkach użycie tych słów może być uprawnione.
A w ogóle to postuluję ograniczenie kontaktowania się w internecie do wymiany niezbędnych informacji, a zamiast tego spotkać się, wyłączyć smartfona, laptopa bądź telefon i nacieszyć się rozmową. Zwykłą ludzką rozmową.