Na ankietę Fundacji odpowiada prof. Jan Woleński

Nie ma nic złego w tym, że społeczeństwo jest wewnętrznie zróżnicowane pod względem poglądów politycznych czy światopoglądowych (pomijam zróżnicowanie ekonomiczne). Co więcej, taki stan rzeczy jest wręcz niezbędny dla, by tak rzec, zdrowia społecznego. Jest przy tym rzeczą oczywistą, że uzgodnienie wykluczających się postaw, np. ateizmu i teizmu jest niemożliwe. Nie znaczy to jednak, że jedni i drudzy muszą pozostawać w konflikcie wymagającym jakiegoś pojednania, ponieważ znakomicie mogą współistnieć.

Postawione pytanie coś zakłada, mianowicie, że konflikt w Polsce jest tak silny, że zagraża zgodzie społecznej i wymaga pojednania narodowego. Nie jestem pewien, czy jest tak rzeczywiście. W samej rzeczy, nie ma diagnozy stanu społeczeństwa polskiego ani też stosownych analiz porównawczych, np. z krajami podobnymi do Polski. Nie bardzo też wiadomo, co miałoby by być wskaźnikami w tych materiach. Zakres mowy nienawiści? Zachowania się polityków? Nie wiadomo.

To, co uważam za groźne dla przyszłości Polski, to kryzys społeczeństwa obywatelskiego. To, czy ono istnieje, zależy mniej od zwykłych ludzi, bardziej od działań władzy, edukacji, systemu prawa itd. O ile zwykli obywatele mogą się wzajemnie różnić, władza funkcjonująca w ładzie demokratycznym, winna dbać o to, aby różnice nie przeradzały się w konflikty, zwłaszcza dotyczące wrażliwych problemów moralnych. Jeśli np. obecnie powiada się, że partia rządząca i opozycja winny zrezygnować z wojny na górze i pojednać się w imię dobra wspólnego, to trzeba pamiętać, że jeśli poglądy wykluczają się, nie mogą być zarazem prawdziwe, ale mogą być zarazem fałszywe. I zwykle są tymi drugimi. A to znaczy, że kompromis musi polegać na ustępstwach po obu stronach. Tego jednak w Polsce nie widać, zwłaszcza po stronie formacji rządzącej, mającej większe możliwości i obowiązki. Mimo wszystko, politykę nieinterwencji liberałów uważam za mniej szkodliwą od nader zideologizowanej opcji polskiej prawicy.