Prosta odpowiedź brzmi: głupiej! Świadomość głupia jest gorsza niż brak świadomości jakiejkolwiek, co w ostatnich dziesięcioleciach zaczyna powoli dominować, zwłaszcza w młodszych pokoleniach. Pokolenia starsze nie musiały się historii uczyć: ona przyszła do nich nieproszona i okrutna, nierzadko mordercza. Przyszła przez wojny, odzyskiwanie i utratę niepodległości, nienawistne okupacje, zmiany granic, przymusową indoktrynację. Jedynym ocaleniem była sceptyczna bierność: wszystkie wizje historii to zmyłka, każda ideologia to fałszywka, każda władza chce nam zawrócić w głowie tylko po to, aby przerobić na własną modłę i tym niegodziwiej wykorzystać. To był podkład, na którym rozgościła się dzisiejsza pustka świadomości historycznej tych pokoleń, którym burzliwa historia środkowoeuropejska nie pozostawiła krwawych śladów na plecach.
Okres PRL-u był siłą rzeczy czasem powolnego leczenia wojennej traumy. Starsi mieli nadzieję, że baty sprawione im przez erupcję dziejowych szaleństw należą już do przeszłości, więc nie kwapili się do wtłaczania młodych w świat ich nieszczęścia. Młodzi i tak nie mieli na to ochoty. Wszyscy wiedzieli, że opowieść ówczesnej władzy to „mowa trawa” obojętnie czy na pierwszomajowej akademii, w szkole, czy w gazecie. Wszyscy; nawet przymuszeni do propagowania tej nowomowy nauczyciele, redaktorzy, nie inaczej jak większość partyjnych aparatczyków. Dla wszystkich ratunkiem była owa sceptyczna bierność (bo nie bierny opór) pozwalająca odbębnić to co nakazane, a prywatnie „wiedzieć swoje” i „jakoś żyć” w tym ustroju. Aczkolwiek okres PRL-u, to nie samo kłamstwo; bywały w polskiej historiografii i ożywcze wiatry. Dzisiejsze oficjalne uwielbienie dla Powstania Warszawskiego, przytłoczyło i skazało na zapomnienie dorobek londyńskich historyków emigracyjnych krytycznych wobec tego zrywu. Wspomnieć dziś choćby poglądy takiego Ciechanowskiego, to jakby w czasach późnego Gierka (gdy nie było już milicyjnych represji, lecz tylko nacisk dominującej ideologii) mówić o wstrzymaniu przez Stalina sowieckiej ofensywy na prawym brzegu Wisły.
Dlatego upadek komunizmu w historycznym 1989 roku sprzyjał jeszcze szerszemu rozlaniu się tej świadomościowej pustki. Żaden z kolejnych i szybko zmieniających się rządów wolnej Polski nie widział potrzeby jej kształtowania, nie miał koncepcji wychowania obywatelskiego i nie pojmował, że Polakowi potrzebny jest nie tylko udział w dochodzie narodowym netto, ale jakieś zakorzenienie w narodowej wspólnocie wspomagane mądrym patriotyzmem. A jeśli nawet miał i pojmował, to były ważniejsze sprawy, jak choćby wydobycie Polski z cywilizacyjnej i gospodarczej zapaści, co się akurat nie najgorzej udało.
Dziś sytuacja jest trochę inna. Nie tylko dlatego, że rządząca od ponad czterech lat partia usiłuje – choć nieporadnie – formować świadomość głupią. Zwłaszcza dlatego, że odeszły pokolenia pamiętające okropności wojny, że przechodzi powoli na emeryturę pokolenie pamiętające PRL i jego żałosne próby kształtowania „nowego człowieka”. Trauma wojny i utraconej niepodległości odchodzi wraz z nimi. Pokolenia wstępujące są już inne: wojna jawi się im coraz częściej nie jako nieszczęście, lecz jako męska przygoda. Niepodległość i demokracja są dla nich oczywistością, której nie trzeba strzec. Tym bardziej mądrej uwagi wymagałaby ich edukacja. W tej pustce, jaką jest wciąż świadomość historyczna Polaków poniewierają się więc tylko strzępy: gdzieś daleko Sobieski, prawie tak samo odległy i niezrozumiały Piłsudski, okropni Rosjanie i niepojęci Niemcy, bo nie wiadomo czy równi im w okrucieństwie, czy dzisiejsi przyjaciele? Oczywiście jest Jan Paweł II, ale prawie nie ma „Solidarności”, a już piękna tradycja demokratyczna Rzeczpospolitej Szlacheckiej, to bajęda z innej planety. Komunizm nastał, bo najechali nas Ruscy, a nie dlatego, że zrozpaczone biedą ludzkie rzesze zawierzyły fałszywej ideologii i przez to nałożyły sobie na kark zbrodnicze jarzmo. Nie wiadomo skąd wzięli się Żydzi, pewnie ze sto lat temu przyjechali ze swojego Izraela w roli kolejnego zaborcy, ale nie należy ich drażnić, bo mają pieniądze i rządzą Ameryką. Po tym bezkresie bzdur pałętają się jacyś sędziwi powstańcy i oczywiście – jeszcze od nich ważniejsi – Żołnierze Wyklęci, tylko bez prób zrozumienia ich uwikłań i dziejowej tragedii.
Dlatego tak łatwo jest dziś kształtować świadomość głupią. Tym ona różni się od mądrej, że nie usiłuje niczego zrozumieć i krytycznie osądzić, ma chwalić to co do chwalenia jej podano, śpiewać nakazanie pieśni, a za patriotyzm mieć wznoszenie okrzyków, obwieszanie się narodowymi symbolami i uczęszczanie na strzelnicę. Świadomość głupią usiłował kształtować też PRL, ale po pierwsze, wszyscy wiedzieli, że ta władza przyjechała na sowieckich czołgach, a po drugie, ówcześnie młode pokolenia były uodpornione na oficjalną propagandę, a z racji wciąż obecnej wojennej traumy niechętne tradycyjnemu patriotyzmowi. Dzisiejsza władza jednak nie przyjechała skądkolwiek, lecz wygrała wolne wybory, a wojenna trauma zanikła. Dość zobaczyć któryś z modnych Marszów Niepodległości albo zastanowić się nad renesansem ideologii ONR-owskiej.
Czy możliwa jest świadomość mądra? Na pewno tak, ale jej kształtowanie jest o wiele trudniejsze, bo musi być to świadomość krytyczna. Świadomość głupia uznaje Polskę za kraj lepszy od innych, a polski naród za doskonalszy. Podobnie błądzili sarmaccy poeci, kaznodzieje i dziejopisowie w XVII i XVIII wieku; ich wzlot i upadek powinien dziś służyć za lekcję. Kochając ojczyznę jak matkę powinniśmy pamiętać, że w realnym życiu nie wystawiamy matek w konkursach piękności, nie uważamy ich za lepsze, silniejsze i wyżej stojące od innych kobiet. Kochamy je tylko dlatego, że są nasze. Polski naród dokonywał rzeczy wielkich, ale potrafił też popełniać czyny haniebne. Polskie państwo wznosiło się wysoko, ale spadało czasem w miejsca, o których wolelibyśmy zapomnieć. Niestety, tylko ten kto posiadł taką wiedzę, kto potrafi ocenić i zrozumieć te wzloty i upadki, jest patriotą mądrym i rozumnym. Jego świadomość historyczna nie musi obejmować wszystkich dat, bitew i imion władców, ale musi być uczciwa i rzetelna w myśleniu. Dlatego tak trudno ją ukształtować. Jest tu zarzut zwłaszcza pod adresem polskiej szkoły; czy sprzyja krytycznemu myśleniu, czy tylko wkuwaniu wiedzy dającej się przetłumaczyć na testowe punkty?
Nie formułuję jednak zarzutu pod adresem modnej ostatnio „polityki historycznej”. Ignoruję ją w całości, bowiem skoro tylko polityka wkracza do historii, natychmiast opuszcza ją prawda.
Jerzy Surdykowski