na ankietę Fundacji odpowiada Jarosław Zadencki

Zanim postaram się odpowiedzieć na pytanie ankiety pragnę poczynić dwie uwagi, właściwie dosyć trywialne, ale żyjemy w takich czasach, że lepiej na wszelki wypadek, te zastrzeżenia czy refleksje odnotować.

Po pierwsze więc, wolność badań historycznych musi być bezwarunkowa. Nie może być tak, że wyniki badań historycznych są kryminalizowane. Podobnie publicystyka historyczna musi być dziedziną, gdzie swoboda myśli winna być nadrzędną zasadą. Jeśli ktoś uważa, że konkluzje historyczne oponenta są błędne, winien on zawsze mieć możliwość merytorycznej krytyki tych stwierdzeń. Gdy państwo penalizuje pewne poglądy historyczne, to pojawia się podejrzenie, że państwo to, nie tylko wykazuje tendencje totalitarne, sprzeczne z duchem wolności europejskiej, ale także, że państwo to, coś przed obywatelami ukrywa, a być może świadomie kłamie i oszukuje. Nie trzeba dodawać, że państwo takie nie ma jakiegokolwiek prawa (oprócz prawa przemocy) do oczekiwania lojalności ze strony ludu.

Po drugie zaś należy potraktować poważnie starą maksymę Machiavela, że fałszerzy historii należy karać równie surowo jak fałszerzy pieniędzy. Trzeba jednak przyznać, że w dzisiejszych czasach praktykowanie tej maksymy jest dosyć trudne (czyż prywatnych banków emitujących pieniądz dłużny nie nazwałby autor „Księcia” fałszerzami pieniędzy?). Pomimo wielu trudności należy jednak tępić takie formy zakłamywania historii jak fałszowanie dokumentów, niszczenie ich, powoływanie się na niepotwierdzone pogłoski i plotki, zakazy badań koniecznych dla każdej obiektywnej procedury sadowej, itp. Ponieważ historia jest bronią, należy się więc z nią bardzo ostrożnie obchodzić.

Pytanie: „Jakiej świadomości historycznej Polaków potrzebują przeciwnicy Polski”, to przede wszystkim pytanie o socjotechnikę. A więc pytanie o to, czy można tak zaprogramować świadomość zbiorową populacji, aby populacja ta sama i nie będąc tego świadoma, działała na własną szkodę. Rozumie się; jak mawiał red. Giedroyc, że takie techniki istnieją. Jedna z nich jest to tzw. technika „altruistycznej kary”. Technikę te można zilustrować następującym przykładem: poprzez zmasowany atak medialny przekonuje się ludność kraju np. europejskiego o niegodziwości ich przodków np. w epoce kolonialnej. Wynikiem tej operacji jest zgoda narodów Europy na zasiedlanie jej przez ludy kolorowe. Napływ ten powoduje dekompozycje narodów – gospodarzy, chaos ludów i anarchie, czy właściwie mówiąc anarcho-tyranię. Altruizm w stosunku do innych prowadzi wiec do ukarania swoich.

Kim są przeciwnicy Polski i jakiej świadomości historycznej Polaków życzyliby sobie? W okresie swojej historii Polska i Polacy mieli pewnie wielu nieprzyjaciół z którymi toczono wojny czy konkurowano o wpływy. Ale różne konstelacje polityczne czy geopolityczne mogą ulec zmianie i dawni nieprzyjaciele mogą stać się przyjaciółmi i na odwrót. Wyobrażam sobie więc, że przeciwnikiem Polski i Polaków są dzisiaj ci, którzy Polsce i Polakom po prostu źle życzą i starają się działać na szkodę kraju. Im Polska jest słabsza  i nikczemniejsza w oczach świata, ale również w oczach własnego narodu, tym bardziej świętują triumfy przeciwnicy naszego kraju. Narody podobnie jak ludzie potrzebuje do przeżycia pewnego poziomu serotoniny. Ludzie o niskim poziomie serotoniny, ludzie o niskim poczuciu własnej wartości często ocierają się o różnego rodzaju destrukcyjne patologie. Podobnie czynią narody. Polska upokorzona jest krajem chorym, prawie że żebraczym. Polska pewna siebie i dumna z własnego dziedzictwa, jest krajem tryskającym zdrowiem i pełnym optymizmu. Każdy naród ma swoje wzloty i upadki. Żaden też nie jest bez grzechu. Polacy nie są tu wyjątkiem. Co więcej, może jesteśmy jednym z tych nieszczęśliwych krajów, które doświadczyły w swojej historii więcej upadków niż wzlotów. Bardzo być może. Ale wzloty były i to nie byle jakie. Bez pamięci o nich obniża nam się natychmiast poziom naszej narodowej serotoniny. A to grozi destrukcyjną patologią.

Czasami można odnieść wrażenie, że przeciwnicy Polski pragną, aby świadomość historyczna Polaków prowadziła do, nazwijmy to tak, samopogardy (Jedwabne, pogrom kielecki itp), a więc do poczucia braku własnej wartości. Zamiast dzielnych rycerzy Jana III Sobieskiego broniących Europy przed inwazja muzułmańską, czy obrońców Europy w Bitwie Warszawskiej 1920 przed krwiożerczym bolszewizmem, mamy w dzisiejszej historycznej narracji meneli mordujących niewinnych. I czy historyczny naród, przekonany o tym, że składa się z meneli mordujących niewinnych może przetrwać pogardzając samym sobą? Pytanie chyba retoryczne.

Był czas, że u nas pisano historie ku pokrzepieniu serc. Ten czas juz minął i dobrze że minął. Historia ma nas czegoś uczyć a nie tylko pokrzepiać. Nie należy bać się ciemniejszych stron naszej historii. Z nich też wiele można się nauczyć. Świeci nie byliśmy i nie jesteśmy. Ale nie byliśmy też i nie jesteśmy nikczemnikami, wampirami czy pasożytami. Jesteśmy dumnym narodem europejskim znającym swoje wady, ale i przekonanym o własnej wartości. Zgoda, kiedyś Niemcy mówili o nas Polnische Wirtschaft (polska gospodarka) a Szwedzi polsk riksdag (polski sejm) i były to synonimy anarchii, bałaganu, wodolejstwa. Ale czy my nie możemy z podniesioną głową odpowiedzieć na takie dictum naszym europejskim braciom: Pamiętajcie o: Wiktorii Wiedeńskiej, Bitwie Warszawskiej, Katyniu i ruchu oporu przeciwko marksistowskiemu niewolnictwu pod nazwą: „Solidarność”. I to wszystko pod jakże polskim zawołaniem „Za wolność waszą i naszą”.  Przed kilku miesiącami słuchałem wystąpienia młodego szwedzkiego narodowca Gustwa Kasselstranda. Przemówienie swoje, dotyczące inwazji ludów trzeciego świata na Szwecję i olbrzymich problemów z jakimi się ten kraj z tego powodu boryka, zakończył parafrazą naszego hymnu: Jeszcze Szwecja nie zginęła, póki my żyjemy! Czy to nie wspaniałe, że jesteśmy my i nasza historia inspiracją dla tych dzielnych młodych Europejczyków?  Okazuje się więc, że nie dla wszystkich jesteśmy tylko żądnymi krwi menelami. Mamy też przyjaciół.

Jarosław Zadencki