Na ankietę Fundacji odpowiada prof. Jan Skoczyński

Pytanie ankiety Jakiej świadomości historycznej Polaków potrzebują przeciwnicy Polski? rzeczywiście jest „przewrotne”, by nie powiedzieć – perwersyjne; choć to na jedno wychodzi. Jej intencją jest sprowokowanie wielu „osób mających wpływ na opinię publiczną (…) do przemyśleń tego ważnego problemu” oraz nadzieja „podwyższenia świadomości, jak działać w sposób najbardziej korzystny dla rzeczywistych interesów Polski i Polaków”. Trudno wyrokować, czy to się uda; wszak w aktualnej sytuacji naszego Kraju mało kto myśli; większość czuje, to znaczy kieruje się emocjami – głównie negatywnymi.

Nie sądzę, aby tych, którzy wpływają na opinię publiczną było wielu; jest to raptem jedna, może kilka osób (plus rzesza akolitów), które w ostatnich kilku latach zdominowały dyskurs polityczny, narzucając narrację z upodobaniem przyjmowaną przez naszych przeciwników – na Wschodzie i na Zachodzie. Istotą tej narracji jest wyjątkowość Polski i Polaków zbudowana na cierpieniu i ofierze – z jednej strony; a z drugiej – na poczuciu misji we współczesnym świecie, który odszedł od zasad chrześcijańskich i zmierza ku cywilizacyjnej katastrofie. Naszym zadaniem jest więc „rechrystianizacja Europy” i pokazanie, że mimo półwiecza komunizmu udało się nam przechować wartości, które – nieskażone? – powinien przejąć świat i w oparciu o nie kształtować porządek międzynarodowy.

Pomijając polityczną anachroniczność takiej narracji tudzież jej pretensjonalność, trzeba ją lokować w obszarze utopii retrospektywnych. Te, choć niekiedy grają jakąś rolę, zwykle ustępują miejsca utopiom prospektywnym, które są odpowiedzią na aktualny stan rzeczy np. zanieczyszczenie środowiska, efekt cieplarniany, migracje ludzi itp. Polska utopia odwołuje się do „narodowej tożsamości” zbudowanej na płytkim, instytucjonalnym katolicyzmie warstwy szlacheckiej, przejętym przez społeczeństwo o zdecydowanie chłopskich korzeniach. Aktualny polski mesjanizm, który ma być „rewolucją z ducha” będzie się więc zderzał z rosyjskim, czy chińskim, które przywiązują wagę do siły fizycznej, wyrażającej się w poprzez armię czy gospodarkę.

Wielonarodowa niegdyś Rzeczpospolita, w której możliwy był gente Polonus, natione Rutenus, Germanus etc. ustąpiła miejsca tworowi mono etnicznemu, pozbawionemu połowy terytorium, a w wyniku jednej z najkrwawszych wojen znacznie przesuniętemu ze Wschodu na Zachód. Od jej wybuchu minęło 75 lat i wydawało się, że światowy porządek – kształtowany najpierw przez ideologię zimnej wojny, a następnie przez wydajne gospodarczo liberalne demokracje zachodnie, będzie nadal podstawą ładu politycznego. Tak się jednak nie dzieje; odbudowa mocarstwowej polityki Rosji, wzrost gospodarczej potęgi Chin i Indii, niezdolność Ameryki do odgrywania roli światowego żandarma, a przede wszystkim kryzys Unii Europejskiej powodują, że to, co z natury jest labilne, ale jakoś trwa, staje się niestabilne. My zaś – jak Anglicy – przyczyniając się do rozbicia Unii, dostarczamy przeciwnikom pomysłów i środków rozprawienia się z nami, kiedy przyjdzie okazja.

W tej chwili zagrożeniem porządku politycznego, nie tylko w Europie, jest populizm mający zarówno obiektywne, jak i subiektywne przyczyny. W Polsce zyskał on status ‘rewolucji godnościowej’, którą udało się wmówić sporej części populacji. Kategorie moralne tudzież religijne o wymiarze ponadczasowym i ponadustrojowym, w rękach polityków stały się skutecznym orężem – nie tylko przejęcia władzy, ale i demontażu ładu konstytucyjnego. Budowano go mozolnie przez trzydzieści lat, po czym w ciągu lat czterech została po nim tylko forma; wszak jego treść jest zupełnie nowa…
W światowej wojnie populizmów nasz okazuje się rachityczny i wątły, ponieważ znowu odwołuje się do „tradycyjnych wartości”, których uosobieniem ma być Kościół – skompromitowany moralnie i kompromitujący się politycznie. Mówienie, że „poza Kościołem jest nihilizm” to nie tylko intelektualne nadużycie, ale i szyderstwo z – przynajmniej połowy populacji naszego Kraju, które znowu jest na rękę naszym przeciwnikom. W kontekście tej wypowiedzi najważniejszej osoby w państwie, która od lat instrumentalizuje nie tylko Kościół jako instytucję, ale i wiarę Polaków, ta ostatnia przestaje mieć charakter religijny, stając się powoli ideologią, albo doktryną pozwalającą realizować bieżące cele polityczne. Jest to sprzeczne z eschatologiczną misją Kościoła. Polska religijność zaczyna się upodabniać do chińskiego komunizmu; powoli staje się atrapą albo fasadą, za którą dokonują się procesy nie mające nic wspólnego z religią.

Będzie temu lat dwadzieścia, kiedy w „Rzeczpospolitej” ukazał się niewielki tekst Stefana Bratkowskiego, w którym autor relacjonował spotkanie ministra spraw zagranicznych Jewgienija Primakowa z najwyższym aktywem partyjnym ZSRR. Tematem spotkania była ‘sprawa polska’, czyli kłopoty, jakie Związek Radziecki ma z naszym krajem. Prominentny polityk miał sugerować zastosowanie wobec Polski ‘wariantu politycznego’, nie ‘siłowego’ – Polaków trzeba uspokoić, zneutralizować, przez człowieka albo ludzi Kościoła. Wszystko wskazuje, że działanie to ma już miejsce…

W związku z tym faktem pytanie ankiety wydaje się bezzasadne. Przeciwnicy Polski dobrze wiedzą, jaka „świadomość historyczna Polaków” jest im potrzebna; wiedzą też, jak ją kreować. W tym kontekście „nadzieja podwyższenia świadomości, jak działać w sposób najbardziej korzystny” dla naszych interesów wydaje się płonna.

Jan Skoczyński