Polska jest nam niezbędna!
Po co nam Polska? W całym rozwiniętym świecie pytanie o potrzebę istnienia kraju ojczystego należy do pytań retorycznych – niestety Polska jest tu wyjątkiem. Albowiem od posiadania własnego państwa nie ma ucieczki. Wystarczy spojrzeć na naszą przeszłość. W czasach, gdy Polska była potężnym państwem, umownie w okresie 1331-1648, czyli od chwili, gdy krzyżacko-czeski plan rozbioru odradzającej się Polski spalił na panewce do Powstania Chmielnickiego, nasz kraj liczył się w europejskiej polityce, a jego obywatele cieszyli się dobrobytem i wolnościami. Kwitła kultura i nauka, przedstawiciele stanu średniego byli w stanie pobierać nauki w najlepszych zagranicznych uniwersytetach i nawet poziom życia chłopów, jak na owe czasy był przyzwoity. Bywało, że nawet ludzie wywodzący się rodzin chłopskich notowali niezwykłe osiągnięcia, jak choćby Klemens Janicki, który w 1540 r. od papieża Pawła III uzyskał tytuł poeta laureatus – ówczesny nobel z literatury.
Okres wcześniejszy, czyli rozbicie dzielnicowe, to czasy, w których nie byliśmy w stanie sobie poradzić z nie tak znowu potężnymi przeciwnikami (na przykład Pomorzanie, Jadźwingowie i Prusowie, a o Tatarach lepiej nie wspominać). Poszczególne dzielnice były grabione, bezpieczeństwo, dobrobyt i życie obywatela były zagrożone. Nie inaczej miały się sprawy w czasach po 1648 r., okresie, w którym de facto miało miejsce rozbicie na strefy wpływów rodów magnackich – „decentralizacja suwerenności” jak to zwięźle określił Bogusław Leśnodorski. W XVIII w. pozbawiona silnej władzy centralnej Rzeczpospolita Obojga Narodów była igraszką w rękach ościennych mocarstw, kraj był pustoszony przez obce armie i zdecydowana większość obywateli żyła w niedostatku. Rozbiory były tylko logiczną konsekwencją braku Polski posiadającej prężny aparat państwowy.
Argumenty na rzecz zbędności istnienia (silnego) państwa polskiego z jednej strony odzwierciedlają niechęć do ponoszenie wysiłku koniecznego do stworzenia i utrzymania takiego organizmu, a z drugiej iluzji, że inne rozwiązania (na przykład przekształcenie UE w państwo federalne) są możliwe.
Już Jan Sobieski, gdy stanął wobec dużych kłopotów natury politycznej i finansowej w 1666 r. wystąpił do Ludwika XIV z propozycją przeniesienia się do Francji. Oprócz wielkiego majątku i tytułów księcia i para Sobieski oczekiwał przywilejów dla żony i jej rodziny i o to sprawa się rozbiła. W drugiej połowie XVII w. większości polskiej elit już nie przyświecały ideały twardej, nieustępliwej walki nawet za cenę własnego życia, jak to miało miejsce jeszcze pokolenie czy dwa wcześniej.
Warto nadmienić, że w owym 1666 r. Jan Sobieski należał do grona czołowych magnatów w Rzeczpospolitej, państwie, które słynęło szlacheckimi swobodami, w którym polityczne motto stanowiła walka z „absolutum dominium”. Tymczasem Sobieski chciał się przenieść właśnie do kraju-symbolu władzy absolutnej. Tak to wyglądało zderzenie wolnościowej retoryki z pokusami wygodnego doczesnego życia.
Potem było już tylko gorzej. W obliczu rozbiorów elity kapitulowały bez walki, żaden wielki magnat nie naraził swej fortuny dla Ojczyzny. Potem powstania były organizowane nie przez elity, ale przez niedoświadczonych „gołowąsów” i stąd te klęski. Natomiast elity przegapiły znakomite okazje do walki, jakimi na przykład było Powstanie Dekabrystów czy Wojna Krymska. Bez przesady można powiedzieć, że od ponad trzech i pół wieku większość elit zachowywała się, tak jak to w 1866 r. otwarcie obwieścił władcy zaborczego mocarstwa Sejm Galicyjski „przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy”. W świetle takiej postawy Polska jest zupełnie zbędna.
Płonna jest nadzieja, że narodowe państwo zastąpi nam Europa. Dalsza integracja UE nie nastąpi w przewidywalnej przyszłości. Można powiedzieć, że proces jednoczenia się Kontynentu został zahamowany, jeśli wręcz nie odwrócony dokładnie w rok po przystąpieniu przez Polskę do tego ugrupowania. Miało to miejsce nie dlatego, że hordy „moherów” tak zadecydowały, ale dokonali tego potomkowie Encyklopedystów odrzucając Traktat ustanawiający Konstytucję dla Europy. Z tego powodu niemiecki Trybunał Konstytucyjny uznaje UE za organizacją międzynarodową, a nie za państwo. Gwoli ścisłości dodajmy, że Parlament Europejski tylko z nazwy jest władzą ustawodawczą, bo takiej mocy nie posiada. Komisja Europejska nie jest demokratycznie wyłonioną władzą wykonawczą. Podobnie, TSUE nie ma żadnego demokratycznego umocowania. Niemniej, znaczna część elit – tak jak Sobieski trzy i pół wieku wcześniej – jest skłonna zamienić życie w demokratycznym, opartym na (jakkolwiek niedoskonałej) konstytucji systemie, na życie wygodne, ale pozbawione podstawowych praw i swobód.
Od maja roku 2005 nie tylko pani Marine Le Pen i jej stronnictwo zwiększyły swą popularność wśród francuskich wyborców, ale podobne partie powstały i umacniają swą pozycję na przykład w Niemczech i we Włoszech. Jeszcze przed wprowadzeniem euro ekonomiści przestrzegali przed potencjalnymi ujemnymi skutkami tej inicjatywy i doświadczenia ostatnich kilkunastu lat w pełni to obawy potwierdziły. Zatem euro, jedyny element, który Unia ma wspólny z niepodległym państwem ma charakter dezintegracyjny, a nie scalający.
Z tych powodów dalsze jednoczenie się Europy będzie niesłychanie trudne, a zdaniem niżej podpisanego, wręcz niemożliwe. Nie postuluję Polexitu, ale Brexit dowodzi tego, że Unia nie spełnia pokładanych w niej nadziei. Skoro w przewidywalnej przyszłości w sprawie głębszej integracji UE nic się nie zmieni, to nie pozostaje nam nic innego poza umacnianiem potęgi i zwartości naszego kraju, bo tylko takie państwo jest w stanie zająć należne mu w świecie miejsce.
Żadna zewnętrzna siła nie załatwi za nas takich podstawowych spraw jak obrona granic, ochrona mienia i życia obywateli, zapewnienie opieki zdrowotnej, emerytur dla osób starszych, wykształcenia młodych pokoleń czy stworzenia prężnych i nowoczesnych instytucji badawczo-rozwojowych. Ci, którzy hołdują nadziejom, że ktoś za nas załatwi te podstawowe kwestie przypominają rodzimą magnaterię ze schyłkowego okresu Rzeczpospolitej Obojga Narodów, która to magnateria była bardzo zadowolona z tego, że podatki są niemal symboliczne, natomiast Imperatorowa nie tylko przysyła do naszego kraju wojska utrzymujące w ryzach niesfornych chłopów pańszczyźnianych, ale i wypłaca godziwe pensje. Jak to się skończyło, chyba nie trzeba przypominać.
Niestety, znaczna część polskich elit – czy to z lenistwa, czy to z jakiś pobudek ideologicznych – jest skłonna wyrzec się ciężaru ponoszenia odpowiedzialności za siebie, swoich bliskich i własny naród. Jest to postawa bez precedensu wśród innych narodów.
Doświadczenia wielu narodów, które w trakcie ostatnich stuleci dokonały wielkiego skoku cywilizacyjnego i osiągnęły dobrobyt w sposób oczywisty dowodzi, że bez własnego państwa jest to niemożliwe.
Stany Zjednoczone osiągnęły bogactwo i pozycję supermocarstwa tylko dzięki zrzuceniu brytyjskiego jarzma. Nie inaczej miały się sprawy w Kanadzie, a później w Australii. Dziś do takiego statusu powoli dochodzą Indie. Dla polskiego czytelnika zapewne brzmi to niewiarygodnie, ale w 1948 r. PKB na mieszkańca był w Polsce wyższy niż w Japonii o około 20%. Ogromny skok gospodarczy, jaki Japonia zanotowała po 1948 r. to był wynik istnienia państwa japońskiego. Toyoty, Hondy, czy Panasonic’i zrodziły się w Kraju Kwitnącej Wiśni nie w wyniku zagranicznych inwestycji, ale w wyniku wielkiego wysiłku narodu, który to wysiłek był stymulowany i kierowany w drodze skutecznej polityki ekonomicznej państwa. Tym sposobem w 2018 r. PKB na mieszkańca był w Polsce niższy niż w Japonii o ponad 40% (Maddison Project Database, 2020)
Jeszcze większy sukces odnotowała Korea Południowa, która przed 1945 r. była w praktyce kolonią japońską. Z tego powodu w 1948 r. PKB na mieszkańca był w Polsce wyższy ponad trzykrotnie od tego w Korei. Ale Koreańczycy, też dzięki posiadaniu własnego państwa, stworzyli światowe firmy w rodzaju Hyundai, Samsung i LG i tym sposobem w 2018 r. PKB na mieszkańca był tam wyższy niż u nas o prawie 40% (Maddison Project Database, 2020)
Niestety rodzime doświadczania nie mają wiele wspólnego z historią wielu innych krajów. Od ponad trzech i pół wieku – w okresach, gdy byliśmy niepodległym bytem— nasze państwo nie pełniło roli czynnika zapewniającego dobrobyt i bezpieczeństwo przytłaczającej większości obywateli. Co gorsze, niejednokrotnie wysiłki milionów była zawłaszczane przez stosunkowo nielicznych.
W latach 1918-20 odzyskaliśmy niepodległość dzięki wysiłkowi milionów Polaków, podczas gdy owoce przypadły drobnej garstce. W międzywojennej Polsce co czwarty obywatel doświadczał głodu, podczas gdy nieliczni bawili się w Monte Carlo i robili zakupy w Londynie, Paryżu i Berlinie. Podobnie, w 1989 r. komunizm upadł, między innymi, dzięki poświęceniu i ofiarom milionów „szarych” ludzi, którzy stworzyli NSZZ „Solidarność” i po 13 grudnia 1981 r. nadal stawiali opór. Po „Okrągłym Stole” w wyniku transformacji gospodarczej przytłaczająca większość z nich wpadła w ciężkie kłopoty finansowe – w latach 2002-2004 co piąty Polak był bezrobotny. Nieliczni natomiast zbili majątki – większość z nich wywodziła się z komunistycznej „nomenklatury”.
Dlatego pytanie po co nam Polska nie jest bezzasadne. Państwo, które traktuje większość mieszkańców jak obywateli drugiej kategorii może być właśnie postrzegane jako zbędny balast. Niemniej wyboru nie mamy. Liczenie na to, że kiedyś zrodzi się zjednoczona Europa jest mrzonką. Gdyby zapytać przeciętnego Niemca, Francuza, Hiszpana czy Włocha, czy on chce pozbyć się swej historii, tradycji, zwyczajów i języka i stać się „Europejczykiem”, to ta osoba pomyślałaby, że pytający pochodzi z innej planety.
Większość amerykańskich uniwersytetów to jest „globalna wioska”. Gdy zostałem przyjęty do pracy, to w moim wydziale pracowało dwoje Amerykanów, Maltańczyk, Niemiec i Polak, czyli niżej podpisany. Maltańczyk po przejściu na emeryturę wrócił do swego kraju. Niemiec co prawda nie wrócił do rodzinnego Czarnego Lasu, ale tylko dlatego, że w Niemczech nie miałby zapewnionej darmowej opieki zdrowotnej, a miał już zawał. Niemniej, po dziś dzień nie przyjął amerykańskiego obywatelstwa. Polak właśnie pakuje walizki i wraca nad Wisłę. Amerykanie oczywiście zostają u siebie.
Pytanie po co nam Polska nie jest pytaniem retorycznym tylko w Polsce!
Kazimierz Dadak 18 stycznia 2022 r.