Najprostsza odpowiedź na tytułowe pytanie brzmi: takiej świadomości, która ułatwia realizowanie narodowych interesów narodom z nami rywalizującym. Światowa polityka to pole gier politycznych i walk o wpływy. Jedne narody i państwa radzą sobie w tych konfrontacjach i rywalizacjach lepiej, a inne gorzej. W znacznym stopniu ich efektywność zależy od świadomości zbiorowej kształtowanej w toku historii oraz wyniku nauczania tej historii. Tak powstają modele postępowania we wszystkich sferach aktywności: gospodarczej, kulturowej, państwowej i społecznej. Nie chodzi tu tylko o samą pamięć, lecz także o ogólną świadomość, dla której wydarzenia i procesy historyczne stanowią ważne punkty odniesienia. To one formują modele zbiorowych zachowań. Ta właśnie świadomość i wyuczone modele prowadzą albo do sukcesów, albo do klęsk. Decydują o tym, co nazywamy tożsamością narodową.
Amerykański ekonomista Paul Samuelson stwierdził, że „nadal właściwie nie wiadomo, dlaczego ubogie kraje są biedne, a zamożne bogate”. Wyjaśnienie tego problemu jest możliwe dzięki zrozumieniu, że gospodarka stanowi część kultury. Powstaje bowiem w wyniku historycznego, społecznego procesu konfigurowania się świadomości zbiorowej i systemu aksjologicznego każdej zbiorowości. Działalność gospodarczą – jako działalność kulturową – określają więc wartości tej kultury i wzorce przez nią tworzone. W kulturze formują się modele, które decydują o efektywności gospodarowania. Narody wymierają, jeśli tracą taką kulturową umiejętność instytucjonalnego organizowania swojej gospodarki. Dokonać się to może w wyniku zniewolenia. Rywalizujące ze sobą państwa zawsze próbowały wpływać na motywacje i hierarchie wartości społeczeństw swoich przeciwników. Warto zwrócić uwagę na fakt, że niektóre społeczności, choć często inspirowane, same kształtowały i kształtują swoją świadomość w sposób dla siebie niekorzystny. Dzieje się tak także we współczesnym świecie i dotyczy również Polski i Polaków. Bardzo pomocna w poszukiwaniu odpowiedzi na tytułowe pytanie, może być próba zastanowienia się nad tym, jakiej świadomości historycznej naszych przeciwników potrzebujemy my – Polacy.
Tożsamość narodowa to nie tylko poczucie przynależności geograficznej i językowej, ale wszystko to, co składa się na kulturę materialną i kulturę duchową wspólnoty. Z jednej więc strony legendy, literatura, historia i sztuka, a z drugiej religia, moralność, obyczajowość i ich symbole. O podtrzymaniu tożsamości decyduje świadomość własnego, wyodrębnionego, narodowego interesu ekonomicznego. Nie da się ochronić interesów ekonomicznych wspólnoty, jeśli jej członkowie przestają czuć do niej przynależność. Zaczynają wtedy tracić zasoby żywotne dla istnienia wspólnoty: dobra materialne, strukturę organizacyjną, dostęp do źródeł energii, rzeczywisty respekt i wpływy w świecie czy wreszcie terytorium.
Zjawisko masowego zniewalania oraz wykorzystywania innych społeczności jest bardzo mocno osadzone biologicznie i często spotykamy je w przyrodzie. Przykład mogą stanowić mrówki gatunku Temnothorax pil agens. Potrafią one tak zmienić „świadomość” mrówek-robotnic z innych mrowisk, że te stają się ich niewolnicami. Mrówki tego gatunku porywają z atakowanych przez siebie mrowisk zarówno dorosłe robotnice, jak i larwy. Później, przy pomocy oddziaływania zapachami, adaptują porwane do pracy w swoim mrowisku. Mrówki-niewolnice zaczynają czuć się członkami wspólnoty tych, które je porwały i wykonywać narzucone niewolnicze funkcje, jak swoją naturalną pracę. Niestety, ludziom do zwierząt wcale nie jest daleko. Jednym z najbardziej drastycznych przykładów zmiany świadomości w świecie ludzi, jest wywiezienie przez Niemców do Rzeszy dziesiątków tysięcy polskich dzieci. Stało się to podczas drugiej wojny światowej a celem było zniemczenie młodych Polaków. Z tych tysięcy, po wojnie udało się odzyskać i przywieźć z powrotem do Polski tylko osiemset.
Zamojszczyzna to tylko jeden, choć najbardziej znany obszar, gdzie realizowana była ta niemiecka – „Heuaktion” – akcja rabunku dzieci, ale także ich mordowania. Przeprowadzona szybciej niż na innych terenach a obejmująca kilkanaście tysięcy dziewczynek i chłopców. Rabunek tych, u których stwierdzono „cechy nordyckie”, odbywał się w sposób rozproszony i bardzo intensywny na terenach wcielonych do Rzeszy – na Śląsku, Pomorzu, Warmii i Mazurach – a mniej intensywny na terenie tzw. Generalnej Guberni, przez cały okres okupacji. Dokładnej liczby dzieci porwanych z terenu całej Polski i bezpowrotnie zniemczonych nie da się oszacować. Z pewnością wiele z nich nadal jeszcze żyje i to w przeświadczeniu o swojej niemieckiej tożsamości. Bardziej powszechnym zjawiskiem w ludzkiej historii zniewalania są jednak różne formy kolonializmu oraz ubezwłasnowolniania podporządkowanych społeczeństw i narodów. Porwania dzieci w sensie fizycznym już nam raczej nie grożą. Grożą natomiast polskim dzieciom ideologiczne działania indoktrynujące. Działania, które mogą w efekcie mieć taki „porywający” efekt. Porywający ze świata wartości kultury łacińskiej i polskości do obcego świata szkodliwych przekonań. Warto podkreślić, że dzisiaj przeważająca liczba zagrożeń dotyczących niekorzystnych zmian polskiej świadomości nie wynika z jakiejś agresywnej wrogości innych w stosunku do nas, lecz jest przejawem zwykłego współzawodnictwa. Być może jest to zazwyczaj tylko taka prawie sportowa rywalizacja, bez chęci całkowitego zniewolenia, ale i tak nasza świadomość ma rozstrzygające znaczenie. Czy może bowiem wygrać drużyna, której zawodnicy wychodząc na boisko myślą: „jesteśmy gorsi”, „nie potrafimy współpracować”, „potrafimy tylko faulować” i „nasi przodkowie byli tacy sami”? Zawstydzeni i poniżeni zawodnicy nie wygrywają. Pedagogika wstydu prowadzi do utraty zdolności odnajdywania, rozumienia i rozwijania tego, co w naszej kulturze jest uniwersalne.
Tak więc nasi przeciwnicy potrzebują przede wszystkim, abyśmy nie odczuwali dumy z własnej historii, lecz mieli silną świadomość win naszych przodków i poczucie odpowiedzialności za te winy. Całkowicie pozbawić nas wszystkich pamięci i świadomości historycznej nie można. Choć procent ludzi mieszkających w Polsce i będących Polakami tylko w znaczeniu geograficznym, „tutejszych”, jest z pewnością znaczny. Przykładem takiego człowieka jest pewien malarz, który w wywiadzie dla jednego z tygodników stwierdził niedawno, że woli słowo „kraj” niż „naród” czy „Polska”, bo „kraj to kraina, pojęcie przyrodniczo-geograficzne, z którym się identyfikuję…”. Możliwe jest jednak kreowanie i podtrzymywanie naszego kompleksu niższości. Przekonania, że jesteśmy gorsi. Umacnianie braku świadomości tego, co jest naszym polskim interesem narodowym. Utrudnianie zrozumienia, że taki istnieje i że każdy naród ma prawo zabiegać o jego realizację. Ostatecznym celem rywalizacji między państwami jest co najmniej uzyskanie dominacji imperialno-kolonialnej. Polska w swojej historii również wielokrotnie podobne działania podejmowała i czasem osiągała w takiej realizacji interesu narodowego sukcesy. Dla Jagiellonów interesem narodowym było podporządkowanie sobie Litwy i Białorusi. Dzisiaj ten interes jest rozumiany inaczej. Chociaż pierwsze rozumienie miało charakter imperialny, to nie ma powodu do wstydu, bo było to rozumienie zgodne z zasadami obowiązującymi w świecie.
Dzisiaj to my jesteśmy przedmiotem dominacji imperialno-kolonialnej, zawstydzania i samo zawstydzania. Kolonializm, choć często przybiera nowe formy, wciąż istnieje we współczesnym świecie. Poczucie niższości powoduje poszukiwanie opinii i potwierdzenia u zagranicznych autorytetów. Teksty w prasie zachodniej stają się wyrocznią dla polskich dziennikarzy i polityków. Istnieje zgubne przekonanie, że ważniejsze jest to, co napisze się o nas w Berlinie, Nowym Jorku, Brukseli czy Moskwie, niż to, co jest podstawowym interesem ludzi mieszkających w Krakowie czy Lipnicy Murowanej. Jak napisał w książce „Fantomowe ciało króla” Jan Sowa: „Dominacja imperialno-kolonialna oznacza narzucanie nie tylko reguł handlu, ale również sposobów autopercepcji. Mogą być one przez skolonizowanych rozpoznawane jako fałszywe, mimo to odgrywają istotną rolę w konstruowaniu przez podporządkowanych wyobrażenia o samych sobie. Prowadzi to do powstania szeregu kompleksów, resentymentów oraz – co może najważniejsze – fatalnej niezdolności do autonomicznego wydawania sądów i tworzenia wartości, czyli do normatywnego formowania rzeczywistości społecznej. Podporządkowany zawsze czeka, aż jego władca powie mu, kto i co – nawet w jego własnym kraju – jest wartościowe i godne szacunku”.
Dla Polaków jedynym punktem odniesienia powinien być nasz interes ekonomiczny i tożsamościowy a nie opinie ludzi, którzy pilnują interesów swoich narodów. Poczucie bycia gorszym i brak wiary we własne siły, to cechy świadomości korzystne dla naszych przeciwników. Kolejną taką cechą jest przekonanie, że państwo polskie jest dla obywateli polskich, że wyłącznie ono ma obowiązki w stosunku do obywateli, a oni nie mają żadnych wobec ojczyzny. Polska dla Polaków, ale nie Polacy dla Polski. Tak jak pewna piosenkarka, która powiedziała, że gdyby wybuchła wojna „wsiadłaby na jakiś statek i uciekła, żeby żyć”. Według tego założenia Polacy powinni być przekonani, że mają działać wyłącznie dla siebie i swoich rodzin, uczestniczyć w akcjach poprawnych politycznie np. walczyć ze zmianami klimatycznymi, wspierać Unię Europejską czy politykę amerykańską. Wolno im robić to, co wolno. Działać, nie analizując wciąż na nowo jaki jest polski interes i zapominając, że jesteśmy jednym z największych narodów Europy. Narodem o niezwykłej historii tworzonej przez zwykłych i niezwykłych ludzi.
Według diagnozy Juliena Bendy, do końca dziewiętnastego wieku pisarze, naukowcy, artyści i inni przedstawiciele inteligencji raczej nie angażowali się w działalność polityczną. Skupiali się na tym, co w ich dziedzinach było wartościami najwyższymi, kierując się rozumem i działając zgodnie ze swoim pojmowaniem takich wartości jak prawda, sztuka, moralność czy sprawiedliwość. Wiek XX przyniósł zmianę nazwaną zdradą klerków, polegającą na masowym uleganiu przedstawicieli inteligencji emocjom politycznym i podporządkowywaniu tym emocjom rozumienia klasycznych wartości. Jarosław Zadencki w książce „Ragnarök. W obliczu anarcho-tyranii i chaosu ludów” napisał: „W XX wieku intelektualiści byli komunistami i nazistami, socjalistami z ludzką i nieludzką twarzą, faszystami z powybijanymi zębami i ich pełnym garniturem, demokratami i monarchistami, syndykalistami i anarchistami, liberałami i konserwatystami, rewolucjonistami i tradycjonalistami, nacjonalistami i internacjonalistami, ateistami i religiantami. I, oczywiście każdy z nich głosił to, co było zgodne z jego głębokimi przemyśleniami i z jego głębszym poczuciem obowiązku poszukiwania i przekazywania prawdy.”
Najbardziej zagrożone operacjami na świadomości są osoby należące do inteligencji: naukowcy, nauczyciele, literaci, lekarze a także aktorzy, piosenkarze, malarze i inni artyści. Cała ta klasa tworzy zbiorową tożsamość społeczną i narodową. Jest to grupa niezwykle istotna społecznie i szczególnie „chłonna” intelektualnie a więc najbardziej podatna na nowe idee, ale także na manipulacje. Największe niebezpieczeństwem współczesnego świata, ale i polskiej świadomości zbiorowej to „porywanie” elity intelektualnej nowinkami światopoglądowymi i politycznymi namiętnościami. Elita myli wtedy mody ideowe z rzeczywistym interesem wspólnoty do której należy. Często z histerią i przekonaniem propaguje zbrodnicze lub tylko zgubne ideologie. Porzucenie rozsądku na rzecz emocji, rozumu na rzecz nowoczesnych wierzeń, to zdrada, która wciąż trwa. Jednocześnie jest to postawa łatwo poddająca się do sterowaniu i manipulacji. Emocjonalne porwanie polskiej elity na rzecz idei sprzecznych z naszym interesem narodowym jest naszym największym zagrożeniem. Takie porwanie sprzyja bowiem przekształcaniu się polskiej świadomości zbiorowej w świadomość korzystną dla naszych przeciwników. Stadami inteligenckimi rządzą – niestety – te same prawa co innymi stadami.
Nie ma jednak narodu bez elity intelektualnej. Spory ideowe muszą się toczyć. Muszą być kontrowersje i różnice zdań. W dyskusji lub raczej dwóch monologach trwających dzisiaj w Polsce, obie te narracje są dla Polski i naszej świadomości narracjami niekorzystnymi. Pierwsza z nich pokazuje historię Polski jako ciąg wstydliwych wydarzeń i „krwawych plam”. Uderza w wartości konstytutywne dla naszej wspólnoty, w rodzinę, religię i symbole narodowe widząc w nich przyczynę tych krytykowanych zjawisk. Jest antymartyrologiczna, próbuje zmusić nas do ciągłego bicia się w piersi za „zawinione” i „niezawinione” winy. Jest rodzajem pedagogiki wstydu i uderza w zbiorowe, narodowe poczucie własnej wartości.
Szewach Weiss, w prywatnej rozmowie dotyczącej relacji polsko-żydowskich, udzielił mi kiedyś ważnej nauki. Wskazałem mu m.in. na przypadki udziału Żydów – funkcjonariuszy UB i innych formacji komunistycznych, w mordowaniu polskich patriotów przeciwstawiających się okupacji sowieckiej. Szewach Weiss odpowiadając na pytanie o swój stosunek do tych wydarzeń odpowiedział: „Ci ludzie robiąc takie rzeczy przestali być Żydami, wykluczyli się z naszego narodu.” Te niezwykle mądre słowa niech będą i dla nas wskazówką, jak powinniśmy reagować na atakowanie naszej historii. Wszystko to, co zarzuca się Polakom w ramach pedagogiki wstydu, jest sprzeczne z systemem wartości naszego narodu. Jeśli ktoś dopuścił się czynów bandyckich, to nie może być traktowany jako Polak. Nie realizował bowiem tego, co jest elementem aksjologii polskiej. Mówiąc dosadnie, Polak może zabijać jako żołnierz na wojnie, ale nie może zabijać z powodów religijnych, ekonomicznych czy narodowościowych. Tak jak nie ma powodu, abyśmy przepraszali za zbrodnie seryjnego mordercy Karola Kota, tak też nie ma powodu, abyśmy przepraszali za bandytów, którzy zamordowali ojca Henryka Grynberga. Choć płaczemy nad tymi wszystkimi zamordowanymi. Ktoś kto się dopuszcza takich czynów, wyklucza się z naszej wspólnoty polskich wartości. Wartości, które czasem próbuje się także wykorzystywać przeciwko nam. Przykładem może być pojęcie tolerancji, która jest wartością bardzo ważną dla Polaków, a którą próbuje się wykorzystać wymagając, abyśmy interesy różnych mniejszości traktowali jako ważniejsze niż interes naszego narodu.
Druga narracja, częściowo będąca odpowiedzią na pierwszą, naiwnie idealizuje polską historię, tworząc obraz heroiczno-martyrologiczny. Pokazuje Polskę jako ofiarę knowań innych, a Polaków jako ginących wyłącznie z powodów moralnych. Jest podszyta lękiem i obawami przed światem i utrudnia budowanie naszej pozycji w Europie. Sposób w jaki jest dzisiaj formułowana, decyduje o jej bardzo ograniczonej przydatności. Może stanowić dla naszej świadomości zagrożenie, jeśli napełni nas przyjemną, oszałamiającą fikcją, która uniemożliwia prawidłową i pełną ocenę otaczającej nas rzeczywistości politycznej.
Każde poważne państwo postępuje moralnie tylko wtedy, gdy ma w tym konkretny interes. Jeśli da się Polakom zamydlić oczy moralnością, czy przyjaźnią w polityce, to można sprowokować, aby postępowali niezgodnie ze swoim interesem narodowym. Warto tu przypomnieć uroczą choć trochę dwuznaczną wypowiedź ambasador USA w Polsce, pani Georgetty Mosbacher w związku z jej obserwacjami polityki w Polsce: „My w Waszyngtonie mamy stare powiedzenie: jeżeli chcesz mieć przyjaciela, kup sobie psa.” Ani jedna, ani druga z narracji nie przekonuje większości Polaków. Nie przekonuje kim jesteśmy rzeczywiście a co nam się wmawia, albo co sami sobie wmawiamy. Obie jednak w jakimś zakresie są potrzebne. Bez nich dyskusje i debata, do prowadzenia których jest zobowiązana polska inteligencja, obniżyłyby poziom intelektualny i ograniczyły naszą świadomość. Żadna z nich nie powinna jednak dominować tak, jak to się dzieje dzisiaj w różnych środowiskach ideowych, bo każda z nich w czystej postaci tworzy świadomość historyczną korzystną dla naszych przeciwników.
Model kultury szlacheckiej wciąż funkcjonuje w Polsce po obu stronach współczesnej barykady. Wystarczy wsłuchać się w hasła polityczne a okaże się, że i jedni i drudzy powtarzają za Zygmuntem Krasińskim: „My jedni stanowimy Polskę”. Ponadto jedni i drudzy chcą tych drugich „skolonizować” tak, jak polska szlachta kolonizowała kiedyś chłopów i tzw. Kresy. Taka świadomość prowadzi do głębokiego pęknięcia społecznego, osłabiającego nasze możliwości rywalizacji w świecie. Wiodącą powinna być więc narracja ukazująca historię Polski jako historię interesu narodowego. Tylko to kryterium – analizowany na zimno rzeczywisty interes narodowy – powinno być najważniejszym punktem ocen i odniesień. Powinien on być rozumiany jako maksymalizacja możliwości, bogactwa i siły naszej wspólnoty obywatelskiej a także obrona posiadanych wartości, obrona przed zniewoleniem. Ma on dwa aspekty aksjologiczne: tożsamościowo-moralny i pragmatyczny. Zawiera szereg różnych interesów cząstkowych dotyczących wszystkich dziedzin życia społecznego i państwowego. Jego sens należy definiować poprzez analizę możliwych zysków oraz strat w realizacji ochrony i wzbogacania wartości. Oczywiście, z uwzględnieniem ograniczeń, jakie wynikają z norm prawnych i obyczajów w relacjach międzynarodowych. Myśląc o polskim interesie narodowym trzeba jednocześnie ciągle pamiętać, że to chrześcijanie stworzyli najpotężniejszą cywilizację świata. W żadnej innej wolność i walka ze zniewoleniem nie mają tak fundamentalnego znaczenia. Przezwyciężeniem dylematu dwóch narracji: historia win i uchybień czy historia heroiczno-martyrologiczna – jest historia aksjologiczno-pragmatyczna.
Krzysztof Budziakowski
Tekst ten ukazał się w najnowszym, podwójnym numerze 151-152 dwumiesięcznika „Arcana”, który można zakupić wchodząc na www.ksiegarnia.arcana.pl