…….

politycznym, ale czysto intelektualnym i naukowym. Marksizm był obecny, lecz we właściwych proporcjach i w kontekście swojej epoki, ginąc gdzieś zupełnie pośród innych myślicieli różnych czasów. Znakomici wykładowcy otwierali przede mną świat nauki, dorobku ludzkiej myśli, wręcz wyrywali z okowów politycznej i społecznej codzienności, kierując umysł ku innej rzeczywistości.

W tej sferze intelektualnej wolności nie było komunistycznej retoryki, liczyła się nauka, wiedza i myśl, a wszystko inne pozostawało przed drzwiami uczelni. Oczywiście była to zasługa profesorów Kuderowicza, Łagowskiego, Stróżewskiego i wielu innych.

Owszem, działała na wydziale Podstawowa Organizacja Partyjna PZPR, ale nawet ona dawała się chyba ponieść tendencjom dalekim od marksistowskiej dialektyki i materialistycznego światopoglądu, skoro jej sekretarz pisał doktorat z… angelologii.

Wkrótce stała się rzecz jeszcze ciekawsza i bardziej niespodziewana, która ukształtowała moją życiową drogę. Pewnego dnia koledzy z wyższego roku, Gośka Bator i Rysiek Pawłowski, pokazali mi książki z drugiego, „podziemnego” obiegu. To był dla mnie kompletny szok. Przecierałem oczy ze zdumienia. Zobaczyłem, że może istnieć coś, co istnieć nie ma prawa. Żadna z tych publikacji oficjalnie nie wyszła z drukarni, nie miała numeru ISBN, nie można było jej kupić w księgarni, wypożyczyć w bibliotece. Takie tytuły po prostu nie miały prawa istnieć. A jednak fizycznie i namacalnie były, widziałem je, dotykałem ich jak niewierny Tomasz. Rozprowadzano je, sprzedawano i czytano. Pochodziły z innego, jakby magicznego świata. Zaskakujące doświadczenie dla studenta filozofii! Materializacja idei, Słowo stało się Ciałem. A ciałem było słowo w pełni wolne i niezależne, już nie neutralna wiedza, przekazywana za przyzwoleniem władz, ale treści jawnie antykomunistyczne lub co najmniej pisane i drukowanie w warunkach wolności słowa, artystycznej i intelektualnej, ukazujące się pod prawdziwym nazwiskiem, trafiające „pod strzechy” bez śladu w jakichkolwiek katalogach książek wydanych. Nie pamiętam, czy drżały mi ręce, gdy trzymałem miesięcznik „Zapis” i List Adama Zagajewskiego, ale mój umysł drgnął na pewno. Byłem kompletnie oszołomiony. Do tej pory zawsze trzymało mnie w niemocy dojmujące przekonanie, że niczego w tej rzeczywistości politycznej zrobić się nie da – teraz zobaczyłem nie tylko, że można, ale i w jaki sposób. Nie w tym rzecz, że rzeczywistość była całkowicie nieakceptowalna, bo przecież Polska Ludowa dawała wykształcenie, zapewniała zaspokojenie podstawowych potrzeb i nawet pewne obszary wolności, dało się w niej żyć, funkcjonować, nawet zrobić karierę naukową.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16